Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co słychać u naszego, chodzieskiego ironmana?

Bożena Wolska
Marcin Mizgajski - sportowiec, który wciąż stawia przed sobą nowe wyzwania - choć od kilkunastu lat mieszka w Irlandii, to wciąz zameldowany jest w Chodzieży i często tutaj wraca.

Choć Marcin Mizgajski mieszka w Irlandii od kilkunastu lat, to w Chodzieży nie brakuje osób, które pamiętają o jego wyczynach i dokonaniach. Należy do nich Arkadiusz Zimny z Chodzieży, który znany jest z tego, że przed Bożym Narodzeniem organizuje wystawę prac uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej połączonej ze spotkaniem wigilijnym. W przyszłym roku być może weźmie w niej udział także Marcin Mizgajski.
Arkadiusz Zimny wciąż jest pod wrażeniem osiągnięć ,,chłopaka” Chodzie-ży. Na pewno jako pierwszy mieszkaniec naszego miasta pokonał triathlonowy dystans ironman, czyli przypłynął 3,86 km (2,4 mil), przejechał rowerem 180,2 km (112 mil) oraz przebiegł pełen maraton 42,195 km (maraton, 26,2 mil).
Pokonanie pełnego ,,ironmana” to tylko jedno z osiągnięć Marcina Mizgajskiego. Jak wspomina A. Zimny, jako chłopak zakładał się z każdym o wszystko i dokonywał rzeczy, które nikomu innemu nie przyszły by nawet do głowy. Na przykład do narzeczonej - obecnej żony - pojechał rowerem do Holandii i jechał tam bez przerwy. W ciągu trzech dni przejechał rowerem 1135 kilometrów, pokonując trasę Chodzież - Amsterdam.
W Irlandii też wiele zyskał, między innymi w ubiegłym roku startował na Paraolimpiadzie w Rio de Janeiro - jako partner niedowidzącego kolarza, został także Człowiekiem Roku Irlandii za działalność społeczną.
Co u niego obecnie słychać. Pan Marcin jak zwykle chętnie opowiada, bo jak mówi zależy mu na utrzymaniu kontaktów z Chodzieżą.
Jak mówi rok 2017, był dla niego rokiem odnajdywania frajdy i czerpania radości z uprawiania sportu.
- Bo uważam, że jeżeli tego nie ma to lepiej zacząć szydełkować, albo zapisać się do klubu wędkarskiego - mówi.
Skąd u młodego mężczyzny potrzeba odnajdywania na nowo radości z uprawiania sportu? Mówi, że choć udział w paraolimipiadzie, był dla niego życiowym przeżyciem, to cały proces przygotowań i wszystko co dookoła się działo, odebrało mu tę radość...

- Presja osiągnięcia jak najlepszego wyniku w pewnym momencie zabiera przyjemność z uprawiania sportu na każdym poziomie... - tłumaczy pan Marcin. - Tak więc po olimpiadzie wróciłem do jazdy rowerem w taki sposób, abym miał z tego jak największą frajdę.. . W październiku 2016 wystartowałem w mistrzostwach Irlandii w jeździe górskiej na czas i zająłem tam 4 miejsce. Było tuż za podium, ale cóż zdarza się. Natomiast w sierpniu wystartowałem w Chodzieży na dystansie 1/2 ironmana... i znów 4 miejsce! No, ale ktoś musi być czwarty...
Przy okazji pan Marcin opowiada, że poczuł się w swoim rodzinnym mieście nieco mało komfortowo.
- Zapisałem się do zawodów jako mieszkaniec Chodzieży, bo mimo że nie ma mnie na miejscu, to nadal jestem zameldowany u rodziców, no i uważam że ważne jest to żeby pamiętać skąd się pochodzi... Ale niestety, organizator tak nie uważał podczas dekoracji najlepszego chodzieżanina puchar trafił do innego zawodnika, który ukończył zawody godzinę po mnie. Szkoda, że ktoś miał takie zdanie i podjął taką decyzję, bo poczułem się jakoś obco. Ale oczywiście trzeba iść do przodu, bo życie jest za krótkie na takie drobne rzeczy... Następnym razem będę musiał po prostu mieć przy sobie dowód osobisty i jakieś pismo z urzędu miasta o meldunku - mówi pół żartem, pół serio.

Po zawodach w Chodzieży pan Marcin wystartował w Walii na pełnym ironmanie.
- To były bardzo ciężkie zawody. Wystartowało w nich dwa tysiące uczestników, a ja ukończyłem je na 142 miejscu... I znowu załapałem bakcyla do triathlonu... Jest jeszcze parę rzeczy, które chodzą mi po głowie i jedna z nich, to zakwalifikowanie się na mistrzostwa świata w triathlonie... Także w 2018 spróbuje zakwalifikować się na mistrzostwa świata na dystansie 1/2 ironmana. Natomiast rok później, w 2019 roku, chcę zakwalifikować się na - marzenie każdego triathlonisty- czyli na mistrzostwa świata na Hawajach (Kona). Teraz tylko muszę jeszcze z żoną na święta porozmawiać.
Dużo tego? Pan Marcin śmieje się i tłumaczy:
- Jak się mieszka w kraju gdzie słońce świeci 54 dni w roku, to trzeba sobie plany tak układać żeby człowiek cały czas miał jakiś cel. Bo bez tego to tylko depresja!
Z panem Marcinem umówiliśmy się też za rok w sklepie ,,Arka” na spotkaniu świątecznym i wystawie WTZ.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto