Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z wicestarostą Julianem Hermaszczukiem: Teraz rodzina będzie najważniejsza

Bożena Wolska
Bożena Wolska
Z zamiarem przejścia na emeryturę wicestarosta Julian Hermaszczuk nosił się od roku. Wspierała go w tych dylematach rodzina, poza tym nie zdradzał się z tymi zamiarami. Dlatego jego decyzja o odejściu na emeryturę jest sporym zaskoczeniem.

Rozmowa z wicestarostą powiatu chodzieskiego Julianem Hermaszczukiem
10 stycznia poinformował Pan, że z dniem 24 stycznia przechodzi emeryturę. Zaskoczył Pan wszystkich decyzją.
- Nie była to nagła decyzja, dojrzewałem do niej przez rok. Dzieliłem się planami z najbliższymi, ale nie opowiadałem o nich dookoła. Uważam bowiem, że trzeba podjąć decyzję zdecydowanie, potem ją ogłosić i być konsekwentnym. Mam za sobą 42 lata pracy – łącznie z pracą w gospodarstwie rolnym rodziców oraz studiami, a nawet gdyby nie brał pod uwagę tamtych okresów, to mam za sobą 35 lat pracy, z niewielkimi przerwami na zwolnienia lekarskie. Każdy musi wiedzieć kiedy odejść, a dla mnie jest to najlepszy moment. Uznałem, że nadszedł najwyższy czas, aby pomyśleć o przyszłości, odpocząć, delektować się życiem. Od razu uprzedzę pytanie: zapewniam, że nie ma żadnego drugiego dna.

Domyślam się, że bycie starostą to praca w wymiarze 8-godzin, pięć razy w tygodniu?
- W samorządzie trudno jest mówić o pracy, to jest raczej służba. Bo, nawet w tak niewielkim powiecie jak chodzieski, jest wiele wydarzeń kulturalnych społecznych, gospodarczych, na których trzeba być. Bywało, że uczestniczyłem w pięciu uroczystościach w ciągu dnia, na dwie już nie zdążyłem dotrzeć, a gdy docierałem do domu około 21, czekała tam na mnie uroczystość rodzinna. Nie chcę się użalać nad sobą, bo przecież doskonale wiedziałem w co wchodzę startując na stanowisko starosty czy wicestarosty. A poza tym część reprezentacyjna do pewnego momentu jest bardzo przyjemna, ale bywało, że po 15 spotkaniach świątecznych, ta prawdziwa Wigilia w gronie rodziny traciła na znaczeniu. Tak prawdę mówiąc nie liczyłem ile przepracowałem godzin tygodniowo, ale będę mógł zawsze do tego wrócić. Nie wyrzuciłem bowiem kalendarzy, w których przez 20 lat prowadziłem dokładne zapiski, tak więc teraz mogę każdy dzień odtworzyć i przeanalizować. A były takie miesiące, że nie miałem ani jednego dnia wolnego.

Nie będzie pan wicestarostą, mandatu radnego nie oddaje Pan, dlaczego?
- Nie mogę zawieść moich wyborców. Wszyscy wyborcy mogą liczyć na moją życzliwość oraz wsparcie w miarę możliwości. Przyznam, że przez jakiś czas myślałem nawet o tym, aby przejść na emeryturę w 2018 roku, ale bardzo dobry wynik wyborczy spowodował, że postanowiłem jeszcze o trochę przedłużyć czas aktywności.

Czy umowa koalicyjna będzie nadal obowiązywała?
Oczywiście, to jest wciąż aktualny dokument.

Kto będzie Pana następcą?
Mamy swojego kandydata, ale póki nie zostanie oficjalnie zaprezentowany, nie mogę o nim mówić. Powiem tylko tyle, konieczna jest zmiana pokoleń...

Czy może Pan podsumować pracę, a właściwie jak Pan mówi – służbę w samorządzie? Zaczynał Pan od samorządu gminy?
- Pierwsze wybory do Rady Miasta i Gminy Szamocin w 1990 roku przegrałem, ale kolejne w 1994 wygrałem i zostałem członkiem Zarządu Miasta i Gminy. Zostałem wiceprzewodniczącym Zarządu i była to funkcja społecznego zastępcy burmistrza. Kiedy powstały powiaty, postanowiłem sprawdzić się w tym samorządzie. W wyborach do Rady Powiatu miałem drugi wynik na mojej liście. Zostałem członkiem Zarządu, wicestarostą zostałem w 2006 roku i w tym samym roku, po śmierci starosty Władysława Krawca, na miesiąc zostałem starostą. Po wyborach zmienił się układ sił i ponownie objąłem funkcję wicestarosty, by w 2010 roku – znowu z uwagi na zmianę układu sił – zostać starostą na dwie kadencje.

2018 rok ponownie przyniósł zmianę układu sił w radzie i został Pan wicestarostą… Czy nie ma to wpływu na Pańską decyzję o odejściu na emeryturę?
Dla mnie stanowisko nie było wartością nadrzędną. Myślę, że nikt, kto ze mną współpracował nie myśli inaczej. W swoim życiu już dość się narządziłem: 12 lat byłem dyrektorem Domu Dziecka, później pełniłem funkcję kierowniczą w pogotowiu opiekuńczym, no i stanowisko wicestarosty, starosty.

Nie rządzi Pan też w domu?
No coś tam zostaje… Siłą rzeczy zostaje…

Które kadencje w samorządzie powiatowym wyróżniłby Pan i dlaczego?
Może nie kadencje, bo to za długi okres, ale były lata, które szczególnie utkwiły mi w pamięci. Najtrudniejszy był na przykład rok 2013. To było potężne obciążenie psychicznie, nie mogliśmy stworzyć budżetu na 2014 rok, było wiele dyskusji – niekiedy bardzo ostrych, szukaliśmy najlepszych rozwiązań. Trwało to bardzo długo. Na te problemy nałożyła się groźba obniżenia budżetu Szpitala Powiatowego o 10 procent, a na domiar złego okazało się, że minister Gowin zlikwidował część sądów – w tym nasz. Z kolei najtrudniejszym rokiem dla mnie jako dyrektora Domu Dziecka był 1996 rok. Wówczas już 26 maja nasze wydatki przekraczały budżet o 3 miliony zł. Jak sobie poradziliśmy? Wynagrodzenia pracownicy otrzymywali – na to zabezpieczenie było, długi ZUS-owskie zostały sprzedane, a na funkcjonowanie Domu Dziecka szukaliśmy sponsorów i zarabialiśmy. To był ciężki czas. Jeśli miałbym wskazać lata ,,tłuste”, to warto wyróżnić rok 2017 i 2018. Oczywiście pieniędzy zawsze mogłoby być więcej, ale w tym czasie udało się przeprowadzić inwestycje ze środków zewnętrznych, starczyło nam na dofinansowanie obchodów stulecia Powstania Wielkopolskiego, mogliśmy też dać niewielkie podwyżki pracownikom powiatowym. Teraz niestety znowu czekają nas lata chude.
Dodam jeszcze, że analizując te 30 lat samorządności w Polsce, mogę stwierdzić, że prawdziwa samorządność była na początku lat 90. Dzisiaj mamy samorząd przeregulowany, coraz z mniejszymi możliwościami podejmowania samodzielnych decyzji i działań. Są przepisy bzdurne, wykluczające się nawzajem. I to jest proces, który wcale nie rozpoczął się za czasów ostatnich rządów, on po prostu postępuje.

Niektórzy mówią, że powiaty to takie trochę niepotrzebne twory. Jak Pan ocenia z perspektywy czasu ich znaczenie?
- Takie stwierdzenia słyszę najczęściej od wójtów i burmistrzów, którym się wydaje, że jak nie będzie powiatów, to oni otrzymają więcej pieniędzy. To złudne nadzieje, nigdy tak nie było i nie będzie. Moje ugrupowanie (PSL) było za utworzeniem silnych powiatów, takich na bazie niegdysiejszych 49 województw, byłby to trochę model niemiecki, który stworzyłby naprawdę silne organizmy… Oczywiście nie można mówić, że to co jest dobre dzisiaj, będzie dobre za 10 lat. Teoretycznie można wszystko - drogi, szpitale, szkoły ponadgimnazjalne, geodezję - przekazać gminom, ale województwom, albo jeszcze innym zarządcom. Czy to przyniosłoby jakiś korzystne efekty? Mam wątpliwości. Obawiam się także centralizacji. Proszę zobaczyć ile klient musi się natrudzić – niekiedy z mizernym efektem – aby skontaktować się z Eneą, telefonią komórkową... Nie wyobrażam sobie na przykład oddalenia urzędów od mieszkańców, ludzie muszą załatwiać swoje sprawy najbliżej jak tylko się da swojego miejsca zamieszkania. Wiadomo, że koszty z tego tytułu są, ale one muszą być ponoszone.

Czy może Pan wymienić sukcesy samorządu powiatowego?
Parę rzeczy udało się zrobić. Proszę zobaczyć jak dzisiaj wygląda Centrum Edukacji Zawodowej, szkoła w Ratajach, Zespoły Szkół w Chodzieży. Jak zmieniły się niektóre ulicy – na przykład Wojska Polskiego, Ofiar Gór Morzewskich, Kochanowskiego. W ubiegłym roku wygospodarowaliśmy 750 tysięcy złotych na modernizację wiaduktów… Poza tym powstał Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii, w którym zatrudnienie znalazło 60 osób, a do budżetu wpływa co roku około 5 milionów złotych. Jeśli mowa o sukcesach, to na pewno trzeba zaznaczyć, że od 6 lat nie zaciągamy kredytów, a dodatkowo spłaciliśmy 5-milionowe zadłużenie. Nie wspomnę, że musieliśmy się zmagać z brakiem 2 milionów złotych, które ubyły nam z budżetu, bo musieliśmy oddać ludziom pieniądze, które pobieraliśmy za wydawanie kart pojazdów. Dodam, że to, iż pobieraliśmy te pieniądze, to nie była wina powiatu, ale tak już było i jest, że administracja rządowa przerzuca chętnie zadania na samorządy.
Ostatnio utarły się model finansowania zadań oświatowych pieniędzmi, których decydenci nie posiadają. Na ten rok na przykład podwyżka dla nauczycieli wynosi 10 procent, ale subwencja rośnie o 5 procent. Kto to ma znaleźć dodatkowe pieniądze? Oczywiście samorządy. Znajdujemy je, ale aby wydać więcej na zadania ,,rządowe” musimy zrezygnować z innych zadań, najczęściej inwestycyjnych. Nie można wymagać od samorządów, że będzie się realizować zadania z góry narzucone – np. podnoszenie wynagrodzeń. Oczywiście, ja się cieszę, że płace rosną, ale niech rząd da na to pieniądze. Ostatnio myślę, że podnoszenie płacy minimalnej to jest sposób na ratowanie budżetu państwa. Bo czy to nie jest najlepszy biznes: ustalić podwyżkę wynagrodzeń, którą będą musieli sfinansować przedsiębiorcy, a do państwa w postaci podatków i składek ZUS wpłyną dodatkowe pieniądze?
Drażni mnie i denerwuje, że politycy oszukują społeczeństwo, przerzucając koszty na samorządy, manipulując zapisami księgowymi. Powiem tak: budżet powiatu też możemy tak skonstruować, że nie będzie deficytu, a nawet będziemy mieć 2 miliony podwyżki i chwalić się dookoła, że jest tak dobrze…

Niektórzy mówią – z własnego doświadczenia, że takie przejście z intensywnego życia zawodowego, do spokojnego życia emeryta jest trudne. Nie obawia się Pan tego?
- Przeżyłem taki okres w 1999 roku, gdy zostałem radnym powiatowym i nie mogłem z tą funkcją łączyć funkcji dyrektora Domu Dziecka, gdyż ta placówka podlegała pod powiat. Okazało się, że 26-godzinne pensum w trzech czwartych zrealizowałem w weekend i cały tydzień praktycznie miałem wolny. Wstawałem i nie wiedziałem co z czasem robić – tak przez dwa tygodnie nie mogłem sam ze sobą poradzić. Teraz, pomny tamtego doświadczenia, już się przygotowuję do tego momentu… Gospodaruję urlopem tak, aby się oswoić z większą ilością wolnego czasu. Aczkolwiek teraz mam tyle różnych zajęć rodzinnych, i innych, że tego czasu za wiele nie mam. A co będę robić? Będą sesje i komisje w Radzie. Mam ogródek, lubię majsterkować, może trochę czasu na relaks znajdę. No i mam wnuki, którym chętnie poświęcę więcej czasu, odwiozę do przedszkola pół godziny później niż teraz. Kiedyś z żoną i wnuczką pojechaliśmy na dłuższy weekend do Mielna. Powiedziałem do wnuczki: ,,ponieważ dziadek nie zawsze z tobą był, nie mógł chodzić na lody, na spacery, to teraz możesz prosić o co chcesz”. I tak przez cały dzień spełniałem jej życzenia… Następnego dnia rano wnuczka śmiała się z nami, wygłupiała i w pewnym momencie stwierdziła: ,,Dziadku, ty też możesz być normalny”…

Czyli co, normalne życie?
- Nie powiem, że miałem nienormalne życie, ale moja rodzina nie zawsze była najważniejsza. Teraz moje priorytety się zmienią.
A korzystając z okazji dziękuję pracownikom, radnym, organizacjom społecznym, mieszkańcom powiatu za wsparcie i każdą dyskusję.
Dziękuję za rozmowę. Życzę więc normalności!

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto