Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielkopolanka w Chodzieży: Czasy się zmieniły, ale nie smak!

ANK
Przed II wojną światową restaurację przy ul. Kościuszki w Chodzieży prowadzili dziadkowie aktualnego właściciela, Ryszarda Poznańskiego. Obecnie to pan Ryszard wspólnie z żoną Iwoną podtrzymuje pokoleniową, kulinarną tradycję. Przy okazji gromadzi również dawne zdjęcia i ciekawostki, związane z historią rodzinnego biznesu. - Czasy się zmieniają, ale do dziś gotujemy według dokładnie tych samych przepisów, z których korzystała moja babcia - zapewnia.

Nazwę „Wielkopolanka” bez wątpienia słyszał w Chodzieży każdy. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę z tego, że jest to najstarsza ze wszystkich restauracji, jakie działają obecnie w mieście. Budynek, w którym się znajduje, powstał w 1895 roku. Na przestrzeni lat wielokrotnie zmieniali się jego właściciele, ale przeznaczenie zawsze pozostawało takie samo: od początku prowadzono tam bowiem działalność hotelową i gastronomiczną.

Ryszard Poznański - aktualny właściciel „Wielkopolanki” - prowadzi restaurację wraz ze swoją żoną Iwoną. Historię obiektu zna doskonale: przed II wojną światową należał on bowiem do jego dziadka Wacława Łochowicza. Zdjęcie Wacława Łochowicza wita gości przy wejściu do restauracji, a także wisi na ścianie w jednej z sal. Poza tym wnętrza „Wielkopolanki” zdobią również archiwalne fotografie samego budynku - w tym zdjęcia z dawnych pocztówek oraz te, które pan Ryszard znalazł w rodzinnych albumach.

Wszystko zaczęło się ponad 100 lat temu
Ulica Kościuszki, przy której mieści się restauracja, w przeszłości stanowiła główny trakt tak zwanego Nowego Miasta. Kiedy na początku XVIII wieku do Chodzieży przybyła grupa niemieckich osadników z Leszna, ówczesny właściciel miasta Mikołaj Grudziński wskazał im te tereny jako miejsce, w którym mogli się osiedlić.

Budynek pod numerem 31 został wzniesiony ponad 120 lat temu przez Gustawa Franke - przedsiębiorcę budowlanego. Jak ustalił Roman Kabat, autor „Historii zabudowy Chodzieży”, obok hotelu noszącego wówczas nazwę „Dworcowego” powstała również sala taneczna i zabudowania gospodarcze.

Na zapleczu mieścił się budynek, przeznaczony na lodownię. W czasach, gdy nie było jeszcze elektrycznych chłodziarek, korzystano bowiem z chłodni, w których odpowiednią temperaturę utrzymywano przy użyciu lodu.

W 1907 roku - jak pisze Roman Kabat - hotel kupił Rudolf Koppe. Za salą położony był ogród, który rozciągał się aż do ulicy Jagiellońskiej. Nosił on nazwę ogrodu koncertowego. To właśnie stamtąd 4 lipca 1909 roku wystartował balon o nazwie „Kolmar i P.”, którym dwuosobowa załoga odbyła próbny lot do Środy Wielkopolskiej.

W listopadzie tego samego roku balon wystartował powtórnie. Lot zakończył się jednak katastrofą na półwyspie Istria, gdzie zginęli oboje załoganci balonu.

Od roku 1920 hotel kilkukrotnie zmieniał właścicieli i nazwę. Najpierw kupił go Georg Gumprich, który już wcześniej w tym samym miejscu prowadził działalność pod nazwą Hindenburg Hotel. Następnie budynek „przejął” restaurator Paweł Werwiński, który przemianował go na Hotel Kościuszki. Kolejną właścicielką została Zdzisława Zielińska, z domu Werwińska.

Ciężka praca zapewniła mu sukces
Wacław Łochowicz nabył hotel i salę taneczną w 1939 roku.
- Przeczuwał nadchodzącą wojnę i chciał w ten sposób zabezpieczyć majątek. Sprzedał biżuterię, lokując w nieruchomościach wszystkie posiadane oszczędności - opowiada Ryszard Poznański.

O kupno tego samego obiektu zabiegała również kobieta, która mieszkała po sąsiedzku: w domu, mieszczącym się koło dzisiejszej biblioteki.

- Dziadek dysponował jednak wekslami dłużnymi poprzedniego właściciela i miał w związku z tym prawo pierwokupu - dodaje R. Poznański.

W czasie wojny dziadkowie pana Ryszarda zostali wysiedleni do Włoszczowej. Jadąc ulicą Kościuszki, widzieli urządzającą się w hotelu dawną sąsiadkę.

Wcześniej jednak wiodło im się całkiem nieźle. Wacław Łochowicz miał żyłkę do interesów i był niezwykle pracowity. Udało mu się na przykład uzyskać zlecenie na dostawę posiłków do „sanatorium”. Mama Ryszarda Poznańskiego wraz z siostrą nosiły je pieszo, w koszach na bieliznę. Niekiedy skracały sobie drogę przez nasyp kolejowy, przez co obiady docierały do szpitala trochę „wytrzęsione”.

Po wojnie restauracja i część hotelowa były przez pewien czas dzierżawione przez PSS oraz Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej.

- Dziadek miał w sumie aż trzy córki, ale żadna z nich nie chciała przejąć po nim interesu - przyznaje Ryszard Poznański.

Być może stało się tak dlatego, że powadzenie restauracji i hotelu nie było lekką pracą. Wacław Łochowicz, który z zawodu był masarzem, często zaczynał swój dzień już o godzinie 3 rano. Skoro świt jechał do rolników, od których kupował trzodę. Następnie wiózł ją do rzeźni miejskiej, a później obrabiał tusze w swoim zakładzie przy ul. Św. Barbary.

Miał pewność, że to, co trafi na talerze jego gości, będzie smaczne i dobre jakościowo. Do dziś w restauracji Ryszarda Poznańskiego wykorzystywane są zresztą przepisy na te same dania, które przed wojną serwowali gościom jego babcia i dziadek.

- Mięsa, które podajemy, wymagają długiego gotowania. Również gulasz robimy według tych samych zasad, których trzymała się moja babcia: zawsze powstaje on z kilku rodzajów mięsa - mówi Ryszard Poznański.

Zaczynali od zera
W latach 50. XX wieku hotel i restauracja zostały znacjonalizowane i odebrane rodzinie Łochowiczów.

- Dziadek uniósł się honorem i nie podpisał protokołu inwentaryzacyjnego, ale poza tym niewiele mógł zrobić - przyznaje Ryszard Poznański.

Starania o odzyskanie upaństwowionych obiektów trwały przez wiele lat. Udało się to dopiero spadkobiercom: 8 stycznia 1991 roku decyzję o zwrocie wydał ówczesny Minister Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa.

Ryszard Poznański, który z wykształcenia jest inżynierem mechanikiem, prowadzenia gastronomicznego biznesu nauczył się wyjątkowo szybko.

- Już w 1990 roku, przeczuwając, że jest szansa na odzyskanie rodzinnego majątku, nawiązałem współpracę jako ajent z zarządzającym obiektem WPT „Noteć” - wspomina.

W pierwszym okresie tej współpracy ze stresu schudł 13 kilogramów. Na szczęście - jak podkreśla - mógł liczyć na wsparcie żony, która odeszła z pracy, aby wspólnie z nim prowadzić restaurację.

Z wyposażenia, zgromadzonego przez Wacława Łochowicza, niewiele zostało. Małżonkowie musieli więc zaczynać wszystko niemal od zera.

- Na początku napoje podawaliśmy gościom w „musztardówkach” - śmieje się Ryszard Poznański.

Z biegiem lat małżonkowie sukcesywnie doposażali, przebudowywali i rozbudowywali restaurację. Oboje uzyskali też uprawnienia mistrzów kucharskich.

Przez lata nie zmieniła się jedynie jedna rzecz: ich wizja odnośnie tego, czym karmić odwiedzających lokal. Oboje pochodzą z domów o bogatej tradycji kulinarnej i tę tradycję wyraźnie widać w ich menu.

Obok potraw kuchni polskiej znajdują się w nim jednak również dania kuchni koreańskiej. Zostały one wprowadzone na prośbę właściciela koreańskiej firmy, która od kilku lat działa w Chodzieży.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto