Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielka kumulacja dobra! W Szamocinie powoli kończy się remont Domu Dziecka

Marek Wolski
Marek Wolski
To, co od trzech tygodni dzieje się w byłym Domu Dziecka w Szamocinie przywraca wiarę w międzyludzką solidarność i odpowiedzialność. To właśnie tutaj są namacalne dowody na to, że z niczego w ekspresowym tempie powstaje coś naprawdę wielkiego. W wymiarze czysto materialnym oraz emocjonalnym.

Informacje o tym, że były Dom Dziecka w Szamocinie jest reaktywowany na potrzeby dzieci z sierocińca w Ukrainie już dawno przekroczyły granice naszego kraju. Nie byłoby jednak tej historii, gdyby nie dziesiątki, a może już nawet setki wolontariuszy, którzy codziennie poświęcają swój czas i energię, aby przywrócić to miejsce do jak najlepszego stanu.

Pracę tego niezwykłego zespołu koordynują Arkadiusz Dubert i Michał Szejner, którzy jak się okazuje, poznali się krótko przed tym, zanim wystartował pomysł z reaktywacją Domu Dziecka w Szamocinie.

Arkadiusz Dubert:

Chciałem zrobić coś więcej dla osób pokrzywdzonych wojną. Wiedziałem, że budynek po byłym Domu Dziecka został wystawiony na sprzedaż. Chciałem go kupić i odezwałem się w tym temacie do wicestarosty chodzieskiego. Okazało się, że Mariusz Witczuk już wcześniej wycofał ten dom ze sprzedaży, ale zaprosił mnie na spotkanie. Wtedy poznałem Michała. Było to kilka tygodni temu, a czuję się jakbyśmy byli przyjaciółmi całe życie. Kilka postów, jedno spotkanie i się zaczęło.

W ten sposób rozpoczęła się przygoda, której „ojcem chrzestnym” jest wicestarosta chodzieski, Mariusz Witczuk.

Na początku marca była video konferencja minister rodziny i polityki społecznej, na której pojawiły się informacje o ewakuacji domów dziecka z Ukrainy i praktycznie po kilku minutach zgłosiliśmy chęć wsparcia i wykorzystania w tym celu budynku po byłym Domu Dziecka w Szamocinie, który nie jest użytkowany. Założyliśmy, że potrzebujemy ok. dwóch tygodni, żeby się do tej akcji przygotować.

12 marca przy Domu Dziecka odbyło się „zebranie założycielskie” osób, które postanowiły słowa zamienić w czyn. Nastąpił pierwszy podział obowiązków i praktycznie tego samego dnia do akcji wkroczyli pierwsi wolontariusze.

Ekspres Szamocin startuje

Michał Szejner:

Nasi wolontariusze mają ogrom energii i się nie poddają. My też mamy dużo energii, ale oni mają zdecydowanie więcej. Wszyscy przychodzą tutaj z uśmiechem. Na początku wyglądało to dramatycznie, ale nikt się nie przerażał ilością pracy, która była przed nami. Każdy z uśmiechem przyjmował zadanie. Pokoje i pozostałe pomieszczenie rozdzieliliśmy pomiędzy kilka osób. Wśród nich byli już liderzy, którzy zgłaszali swoje potrzeby, mówili co potrzebują, co trzeba dostarczyć. A my z Arkiem siedzieliśmy praktycznie cały czas przy telefonach, dzwoniliśmy, prosiliśmy i jeździliśmy do hurtowni po materiały. Nikt, absolutnie nikt się nie przeraził. Każdy mówił, że damy radę.

Budynek nie był użytkowany od kilku lat, dlatego wymagał generalnego remontu, m.in.: wykończenia i pomalowania ścian, poprawienia elektryki i hydrauliki, położenia paneli i wielu innych prac.

„Czy to się uda?”

Arkadiusz Dubert:

Na pierwsze spotkanie przyszło osiem osób. Spojrzeliśmy po sobie. Pierwsze pytanie: „Czy to się uda?” Mówię do Michała: „Nie wiem, ale mam nadzieję, że przyjdzie więcej osób”. W niedzielę, jak zobaczyliśmy, że panie, które przyszły do sprzątania chwyciły za szpachelki, pędzle i wałki, to pojawił się pierwszy uśmiech, ale przerażenie było dalej: czy na pewno damy radę? Ale jak w poniedziałek zobaczyłem kolejne 50 osób, to już byłem spokojny. W czwartek, po pięciu dniach pracy, byłem już pewien, że budynek, który ma 800 m kw. powierzchni zostanie wyremontowany w ekspresowym tempie.

W ciągu pierwszego tygodnia wolontariusze wykonali najtrudniejsze prace budowlane. Położyli ok. 500 m kw. paneli. Niektórzy robili to po raz pierwszy w życiu, ale dzięki fachowcom, którzy poświęcali tutaj swój czas, nabrali wprawy i poszło im bardzo dobrze. Pomalowano wszystkie ściany, elektrycy i hydraulicy przejrzeli wszystkie instalacje i uzupełnili braki.

Arkadiusz Dubert:

W tej chwili mamy zakończony etap przygotowania budynku do wymagań przeciwpożarowych. Pamiętamy też o bezpieczeństwie dzieci, są wyznaczone drogi ewakuacyjne, mamy czujniki dymu i czadu. Praktycznie pozostaje nam powiesić firanki i koniec remontu.

Koniec remontu, ale jeszcze nie koniec prac

Obiekt trzeba wyposażyć w wiele urządzeń i meble. Pierwsze pralki już dojechały

Michał Szejner:

Duże urządzenia AGD otrzymaliśmy od Fundacji ZŁOMBOL. Jest to organizator największego charytatywnego rajdu świata. Praktycznie po jednym telefonie poproszono mnie tylko, żebym formalnie złożył zamówienie na to, co jest potrzebne. I ten towar już jest, więc to jest coś niesamowitego. Materiały budowlane, panele i wiele innych rzeczy dostaliśmy od darczyńców. Za co serdecznie dziękujemy. Dostaliśmy też farby, kleje i podwieszane sufity. Wychowankowie tego Domu Dziecka wykonali remonty w czterech najtrudniejszych pomieszczeniach i sami pozyskali od darczyńców potrzebne materiały. To także jest niesamowite. Mówili, że tak, jak im kiedyś ktoś pomógł, tak oni mają teraz do spłacenia kilka ogromnych długów wdzięczności.

Wolontariusze

Akcja na pewno nie doszłaby do pozytywnego finału, gdyby nie codzienna praca wolontariuszy. Niektórzy mogli tu spędzić jedną godzinę, inni byli regularnie przez kilka dni po wiele godzin. Pomagali też Ukraińcy.

Arkadiusz Dubert:

Były m.in. dwie dziewczyny z Charkowa. Były tutaj przejazdem, ponieważ jechały do Opola. Przyszły do nas rano i powiedziały, że chcą pomóc. Malowały 8 godzin, po czym wsiadły w samochód i pojechały do miejsca docelowego, gdzie miały zagwarantowaną pracę oraz zamieszkanie Mamy też koleżankę Daszę z Margonina, która tutaj wpadła na dwa dni. Była razem ze swoją koleżanką i „zrobiły” jeden pokój.

Nasza wizyta w Szamocinie miała miejsce w dniu, kiedy dotarły stoły i krzesła. W ich skręcaniu uczestniczyło ok. 15 osób.

Adrian Pawlaczyk z Chodzieży:

Dlaczego włączyłem się do tej akcji? Po prostu tak czułem. Trzeba pomagać. Dobro powraca, więc może i nam się kiedyś przyda.

Mateusz Przybylski z Margonina:

Pomagam, bo tak trzeba. Kiedyś możemy być w potrzebie i wtedy Ukraina nam może pomóc. Jestem tutaj już drugi tydzień.

Marcina Galon z Budzynia:

Musimy sobie pomagać nawzajem. Liczę, że pewnie taka sama pomoc wyszłaby z drugiej strony, jakbyśmy byli w potrzebie. Od czterech godzin skręcamy stoły do stołówki. Obok w sali skręcają krzesła. Jestem pierwszy dzień, ale myślę, że nie ostatni, bo jest jeszcze mnóstwo pracy, a rąk do działania nigdy nie jest za mało.

Michał Wojciechowski z Budzynia:

Osoby, które uciekają przed wojną, potrzebują pomocy. My chcemy jej udzielić. Liczymy na to, że jeżeli nas by to spotkało, to każdy inny też by nam jej udzielił. Jestem pierwszy raz. O akcji wiedziałem już wcześniej, ale przyjechaliśmy teraz, bo słyszeliśmy że jest dużo innych osób i nie chcieliśmy, żeby wszyscy naraz się zjeżdżali.

Michał z Margonina:

Jestem tutaj z potrzeby serca. Już któryś raz, w sumie chyba ze trzy pełne dni. Przyjeżdżam po pracy, na parę godzin. W tym wszystkim, co się tak dziwnie podziało, to człowiek ma potrzebę zrobienia czegoś, działania. Teraz składamy krzesełka. Mam nadzieje, że wkrótce skończymy, bo mam już ich serdecznie dość (śmiech).

Milena Napierała z Chodzieży:

Kiedyś tu mieszkałam i chętnie tu przyjeżdżam pomagać innym. Nie liczę czasu, więc to, co zrobiłam zachowam dla siebie. Powrót tutaj jest dla mnie ważny. Wszyscy nastawieni są bardzo pozytywnie, żeby z uśmiechem przyjąć dzieci, dla których to robimy.

„Nas tu nie ma, ale efekty są” - mówią pozostali wolontariusze.

Po umeblowaniu i przeprowadzeniu odpowiednich odbiorów, starosta chodzieski jako formalny właściciel budynku, zgłosi jego gotowość na przyjęcie dzieci wojewodzie wielkopolskiemu. Kiedy służby wojewody dokonają odbioru, będą tutaj mogły przyjechać dzieci z Ukrainy.

Arkadiusz Dubert:

Będzie tu przebywać do 40 osób. Dzieci i kadra. Zamysł wicestarosty Witczuka jest taki, żeby przesiedlić cały ukraiński sierociniec, łącznie z opiekunami. Mam informacje od osób z Ukrainy, które przebywają na terenie naszego kraju i zauważyły naszą akcję, że chcą się włączyć na przykład w nauczanie dzieci, bo są to nauczyciele, naukowcy i studenci. Mam deklaracje również od ukraińskich lekarzy, którzy są na terenie Chodzieży i chcą służyć tym dzieciom doraźną pomocą medyczną, jak będzie taka potrzeba. Będziemy wraz z Michałem i całą naszą ekipą dalej pozyskiwać środki na funkcjonowanie tego Domu Dziecka oraz na umilenie tym dzieciom pobytu tutaj.

Kolejnym dużym wyzwaniem, z którym chcą się zmierzyć wolontariusze jest remont dachu

Michał Szejner:

Jesteśmy w trakcie zbiórki funduszy na remont dachu. To jest bardzo istotna sprawa, ponieważ ta praca, która została tutaj włożona, może w jakiejś przyszłości być zaprzepaszczona przez to, że dach jest w kiepskim stanie. Ten dach jest naprawiany doraźnie, żeby nie przeciekał i był szczelny. Należy go jednak wymienić jak najszybciej. Mamy zapewnienie od kilku firm oraz fundacji, że przekażą nam pewne dość znaczne sumy pieniędzy. Remont dachu to koszt ok. 390 tys. zł. Dzięki Fundacji „Nasz Śląsk” mamy konto. Współpracujemy z tą fundacją, ponieważ ma doświadczenie w tego typu działaniach. Ona z kolei współpracuje z organizatorami rajdu ZŁOMBOL. 100 % funduszy idzie na dzieci. Oni przeznaczają ok. 1,4 mln zł rocznie na domy dziecka, na ich funkcjonowanie, na naukę dla dzieci i młodzieży, można powiedzieć na wszystko, co im potrzeba.

W dalszym ciągu trwa też zbiórka na rzecz Domu Dziecka w Szamocinie na portalu zrzutka.pl. Współpraca z dużą fundacją jest jednak potrzebna również dlatego, aby zainteresowane firmy mogły przekazywać pieniądze i odliczać to sobie od podatku.

Wolontariusze zostawili w Szamocinie ogromne pokłady serca i energii. Niektórym w czasie rozmowy głos się z lekka załamywał, bo taki to jest ładunek emocji.

Czym przygoda w Domu Dziecka jest dla Arkadiusza i Michała?

Arkadiusz Dubert:

Jestem w jakiś sposób spełniony i podwójnie zmotywowany, ponieważ moja żona również była w domu dziecka i od 20 lat wspieramy dzieciaki. Ilość endorfin, która przepłynęła tutaj przez mój organizm jest po prostu nieobliczalna. Po prostu lubimy pomagać.

Michał Szejner:

Robimy swoje. Zwyczajnie. Tak, jak zawsze, bo zawsze staramy się pomagać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto