W ilu do akcji? Strażacy z naszego powiatu w ostatnim czasie pojawiają się niemal wszędzie. Na dźwięk syreny bez zastanowienia rzucają wszystko i spieszą na ratunek. Często bywa tak, że na akcje jedzie kilka zastępów, gdy tak naprawdę z zagrożeniem poradziłby sobie jeden dobrze wyszkolony strażak.
Pokazują to ostatnie zdarzenia, które były szeroko komentowane właśnie pod względem liczebności druhów biorących w nich udział.
- Coraz więcej strażaków jeździ na akcje, a później stoją i nie mają co robić. Kto zapłaci za paliwo do ich wozów? - pisze jeden z komentatorów naszego portalu chodziez.naszemiasto.pl.
Kilka zdarzeń faktycznie może zastanawiać. Niecałe dwa tygodnie temu na przykład strażacy - co nie często się zdarza - pospieszyli na ratunek nieprzytomnej kobiecie, która zasłabła na podwórzu przy ulicy Paderewskiego w Szamocinie. Na miejsce przyjechały dwa zastępy straży: OSP Szamocin i PSP Chodzież, a dopiero później Pogotowie Ratunkowe. W sumie udział w akcji wzięło dziesięciu strażaków. O zdarzeniu powiadomiło ich Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Pile.
- Do zdarzenia wezwano strażaków, bo karetka najprawdopodobniej nie mogła przyjechać natychmiast. U kobiety nastąpiło zatrzymanie oddechu, a w takim przypadku liczy się każda sekunda - tłumaczy zastępca komendanta powiatowego PSP w Chodzieży st. kpt. Leszek Naranowicz.
Mówi , że według przepisów w przypadku zagrożenia życia na akcję musi wyjechać co najmniej sześciu zawodowych strażaków, a w chodzieskiej komendzie PSP dyżur pełni ich tylko siedmiu. Na szczęście, pomocą służą jednostki ochotnicze. Warto dodać, że jednostki PSP i OSP należą do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego i na co dzień współpracują z Państwowym Ratownictwem Medycznym.
Kolejna historia opowiada o bocianie, który ugrzązł w kominie. Do tego zdarzenia przyjechały aż trzy zastępy straży pożarnej, w sumie dziesięciu strażaków. Dodatkowo zadysponowano także podnośnik hydrauliczny.
- Akcje na wysokościach wymagają odpowiedniego sprzętu i nie należą do bezpiecznych, dlatego nie należy ich lekceważyć w żadnym przypadku, nawet jeżeli nie jest bezpośrednio narażone życie ludzkie - mówi Leszek Naranowicz.
Ostatecznie - przypomnijmy - ptaka udało się wyciągnąć przez czystkę i podnośnik nie był potrzebny. Nikt nie może przewidzieć jednak, jak może skończyć się akcja, dlatego strażacy wolą dmuchać na zimne.
- Podczas akcji wszystko może się zdarzyć. W każdej chwili może przestać działać sprzęt lub już po drodze popsuć się wóz. Z tego względu dyżurny na stanowisku komendanta powiatowego stara się dysponować zawsze większą liczbę strażaków - wyjaśnia Leszek Naranowicz.
Największa w tym roku akcja strażacka miała miejsce przy pożarze plebanii w Margoninie. Uczestniczyło w niej osiem zastępów straży, czyli trzydziestu trzech druhów. Jeszcze więcej strażaków, bo aż pięćdziesięciu czterech gasiło - w maju ubiegłego roku - odchowalnię indyków pod Szamocinem. Dodajmy, że spłonęło wówczas dwanaście tysięcy piskląt.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?