Walki o Chodzież, które miały miejsce między 6 a 8 stycznia 1919 roku, były jedną z najbardziej krwawych bitew Powstania Wielkopolskiego. Sam dowódca powstańców ppor. Włodzimierz Kowalski. w relacji zamieszczonej w „Księdze pamiątkowej Powstania Wielkopolskiego”, wspomina o co najmniej 24 zabitych i 62 rannych po stronie polskiej.
Jak duże były straty po stronie niemieckiej? Czesław Mrugalski, którego opis walk o Chodzież ukazał się w książce Doroty Marciniak „Gloria victoribus - powstańcy wielkopolscy powiązani z Ziemią Chodzieską”, podaje, że w starciu uczestniczyły regularne oddziały niemieckie w sile 800 osób. Oprócz nich 8 stycznia w Chodzieży walczył znaczny zastęp niemieckich kolonistów, którzy po porażce rozproszyli się po okolicy.
- Bitwa kosztowała nieprzyjaciela wiele ofiar (...). Naliczono w Chodzieży 72 niemieckich trupów - pisze Czesław Mrugalski.
Olbrzymie były również straty w niemieckim pociągu, ostrzelanym przez powstańców po zdobyciu chodzieskiego dworca kolejowego.
Jak relacjonuje powstaniec Eryk Matews, niemieckie wojsko nadjeżdżało do Chodzieży koleją od strony Piły. Pociąg zatrzymał się w odległości 2 kilometrów od stacji, lecz na widok uciekających niemieckich kolonistów, żołnierze zaczęli się wycofywać. Mimo to wielu z nich dosięgnął ogień ze zdobytego przez powstańców karabinu maszynowego.
Ogółem w trakcie walk o Chodzież zginąć miało ok. 140 Niemców, a rany odniosło kolejnych 200 osób.
Kula przeszła przez podniebienie
Wśród poległych był as niemieckiego lotnictwa por. Noether (Nether). Jego samolot został zestrzelony już po oswobodzeniu Chodzieży.
Do zdarzenia - jak relacjonuje Eryk Matews - doszło po południu w dniu 8 stycznia. Oddziały powstańcze zebrały się wówczas na chodzieskim rynku, aby świętować zwycięstwo. Wraz z powstańcami, na płycie rynku przed kościołem św. Floriana zgromadzili się również polscy mieszkańcy miasta.
- Kiedy odśpiewano „Boże coś Polskę”, zjawiły się nad Chodzieżą dwa niemieckie samoloty. Jeden leciał na wysokości 2000 metrów, drugi na wysokości 10 metrów nad wieżą kościelną. Strzelał on z dwóch maszynówek do żołnierzy i cywilów zgromadzonych na rynku. Zabito nam dwa konie i jednego chłopca - wspomina Eryk Matews.
Powstańcy schronili się przed ostrzałem w sklepach i korytarzach. Ich karabiny, oparte na „kozłach”, zostały na rynku. Eryk Matews wraz z kolegą wybiegli na moment spod kościelnej wieży, by zabrać trochę broni. Chwilę później otwarto już ogień do krążących nad miastem samolotów.
- Jeden z lotników został trafiony i samolot spadał na plac tartaku Gepharta (Gebhardta) przy ul. Słowackiego. Lotnik otrzymał strzał w podniebienie i głową wyszła kula. Samolot był całkowicie rozbity - relacjonuje Eryk Matews.
Dzięki temu, że poległy pilot miał przy sobie legitymację, ustalono, że był to por. Noether, który w czasie wojny brał udział w walkach powietrznych na froncie zachodnim na terenie Francji. Zestrzelił wówczas 26 nieprzyjacielskich samolotów, za co otrzymał order Pour le Merite.
- Został on pochowany w Pile na cmentarzu bohaterów (...) - dodaje Eryk Matews.
Drugi pilot, który obserwował zajście z dużej wysokości, odleciał w kierunku Piły.
***
Zobacz też: Niezwykła historia stuletniego folwarku w Chorowicach
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?