Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odkrywanie historii, czyli opowieść o zgilotowanym policjancie i jego rodzinie

Bożena Wolska
Bożena Wolska
Rodzina nie posiada zdjęć Maksymiliana Roguszki, więc tylko podejrzewają, że może on być na którymś z nich
Rodzina nie posiada zdjęć Maksymiliana Roguszki, więc tylko podejrzewają, że może on być na którymś z nich
Katarzyna Sudaj, prawnuczka Maksymiliana Roguszka, zamordowanego 78 lat temu przez hitlerowców jednego z osiemnastu policjantów, bada jego losy...

Maksymilian Roguszka był jednym z osiemnastu chodzieskich policjantów, których hitlerowcy 17 i 18 września 1941 roku zgilotynowali w Poznaniu. Proces trwał zaledwie 1 dzień. Po ogłoszeniu wyroku policjantów w białych koszulach z zawieszonymi na piersiach blaszanymi tablicami z numerami skazańców, przywieziono do Chodzieży. Obwożeni byli w wozach drabiniastych po mieście i po innych okolicznych miejscowościach. Ciał nie wydano rodzinom, zostały one prawdopodobnie skremowane w krematorium przy Szpitalu (dzisiaj Klinice Uniwersytetu Medycznego) przy ul. Przybyszewskiego w Poznaniu.

Policjanci zostali skazani na śmierć za rzekome złe traktowanie aktywistów narodowości niemieckiej. W sumie internowano 672 osoby, z których 26 zginęło w czasie konwoju w kierunku Berezy Kartuskiej, głównie za sprawą działania niemieckiego lotnictwa i Wermachtu. Część konwojowanych złożyła skargi na policjantów konwojentów do niemieckich władz okupacyjnych. To był właśnie powód zamordowania policjantów.

Po nitce do kłębka

Niektóre rodziny policjantów posiadają całkiem sporą dokumentację związaną z tym zdarzeniem.
Katarzyna Sudaj, prawnuczka Maksymiliana Roguszki, rozpoczęła poszukiwania dopiero teraz.
Odezwała się do mnie kilka tygodni temu, prosiła o kontakt do chodzieskich historyków i rodzin pozostałych policjantów.

Mówi, że przez lata wiedza w jej rodzinie o pradziadku w zasadzie zamykała się w dwóch, trzech zdaniach: ,,Maksymilian Roguszka był przed wojną policjantem (dopowiadane czasem z wątpliwością i zawstydzeniem -„granatowym” - co okazało się nieprawdą) w Budzyniu. W czasie wojny Niemcy zastrzelili go. Osierocił jedyną córkę, a moją babcię (była wtedy 8-letnią dziewczynką i straciła również matkę, więc została zupełną sierotą). Maksymilian Roguszka został pochowany na poznańskiej Cytadeli.”

Od dawna już ją nurtowało to, że tak mało wie o przodku i jego tragicznych losach. Postanowiła działać. Dzisiaj wie już dużo więcej. Przeanalizowała dokumenty, rozmawiała z historykami - m.in. Romanem Grewlingiem oraz krewnymi policjantów Anna Ucińską i Włodzimierzem Grabskim z Chodzieży - wnukiem st. post. Stanisława Grabskiego.

Maksymilian Roguszka urodził się 19 stycznia 1899 roku w Zawadach (niedaleko Ryczywołu). Był synem robotnika Józefa Roguszki i jego żony Urszuli (z domu Kucharska). W 1927 roku mieszkał w Nowej Wsi i pracował jako robotnik. W wieku 28 lat, w dniu 18 stycznia 1927 roku, ożenił się z Heleną Rzepkówną - urodzoną 11 października 1897 roku w Podaninie, zamieszkałą w Budzyniu. Była córką robotnika Stanisława Rzepki i Teresy (z domu Budzińskiej).

Najprawdopodobniej zaraz po ślubie pradziadkowie Katarzyny Sudaj zamieszkali w Budzyniu. 2 kwietnia 1932 roku w Budzyniu urodziła się ich jedyna córka Agnieszka Roguszka - babcia Katarzyny Sudaj, po mężu Piper.

Maksymilian Roguszka pracował jako robotnik drogowy - tak wpisano w akcie zgonu. W wieku 40 lat został zmobilizowany jako rezerwista do służby policyjnej w Komendzie Powiatowej Policji Państwowej w Chodzieży pod koniec sierpnia 1939 r. I zaraz został oddelegowany do konwojowania internowanych Niemców. Po rozwiązaniu konwoju 10 września 1939 roku losy Maksymiliana Roguszki nie są dokładnie znane, ale najprawdopodobniej wrócił do Budzynia do żony i córki. I zapewne jak inni, zgłosił się do Arbeitsamtu (czyli niemiecki urząd pracy na terenach okupowanych), który przydzielał Polaków do różnych robót. Maksymilian Roguszka został aresztowany już 23 września 1940 roku. A niespełna rok później został zgilotynowany.

Naocznym świadkiem więzienia i torturowania grupy policjantów, w której był Maksymilian Roguszka była Eugenia Wendland (z domu Zaworska). Pochodziła z Margonina, ale miała narzeczonego z Poznania i tuż przed wojną wyszła za niego za mąż i wyprowadziła do Poznania.

Tam po wybuchu wojny musiała (jak każdy Polak) zgłosić się do Arbeitsamtu (niemiecki urząd pracy), który przydzielił ją jako pomoc domowa u lekarza pracującego w więzieniu przy ul. Młyńskiej w Poznaniu.

Eugenia Wendland widziała polskich policjantów przywożonych z Fortu VII do więzienia przy ul. Młyńskiej, gdzie był także niemiecki sąd wojskowy i gdzie odbył się proces policjantów. Byli przywożeni skuci łańcuchami na rękach i nogach, szczuci psami przez Gestapo. Ich stan był opłakany. Podobno posterunkowy Franciszek Uciński (na wolności mężczyzna wzrostu 1,90m i wagi 90kg) w chwili wykonywani wyroku śmierci ważył już tylko 36 kg.

- Na chwilę obecną żadne z moich poszukiwań w internecie na listach ofiar z IPN, katalogów cmentarzy w Poznaniu i zapytań w różnych instytucjach (np. Wojewódzkim Urzędzie w Poznaniu, który sprawuje opiekę nad grobami wojennymi na poznańskiej Cytadeli) nie udało mi się ustalić miejsca pochówku - opowiada Katarzyna Sudaj. - Rodziny innych policjantów, które już od lat badały losy swoich przodków, też nie znają miejsca pochówku. I możliwe, że takiego już nie odnajdziemy… 

Czy babcia znała losy swojego ojca?

Katarzyna Sudaj przyznaje, że jej babcia bardzo niechętnie opowiadała o wojnie i swoich przeżyciach. Zaledwie dwa miesiące przed aresztowaniem Maksymiliana, zmarła jego żona i wówczas 8-letnia Agnieszka została sierotą.

- W pamięci mojej mamy Teresy Fundamenskiej, utkwiła opowieść jej mamy, a mojej babci Agnieszki, że Helena Roguszka zasłabła podczas prac polowych u niemieckiego gospodarza. Już nie odzyskała sił, a niemiecki lekarz podał leżącej w łóżku zastrzyk, po którym umarła. Bliscy nie ufając okupantowi, nie wiedzieli, czy miał to by lek ratujący zdrowie, czy wręcz przeciwnie - zastrzyk śmierci... - opowiada Katarzyna Sudaj i dodaje:

- Babcia zmarła już 20 lat temu, w październiku 1999 r. I myślę, że choć mieszkała tak blisko Chodzieży, bo od 1954-1955 roku aż do śmierci mieszkała we wsi Prosna, niedaleko Budzynia, to mogła zupełnie nie wiedzieć o pełnej historii swojego ojca. A już na pewno nie wiedziała o tablicy pamiątkowej z Chodzieży umieszczonej we wrześniu 1998 roku (rok przed Jej śmiercią) - żałuję tego. Ale to dodatkowo mnie motywuje, aby jak najwięcej dowiedzieć się o pradziadku i jego historię przekazać przede wszystkim jego żyjącym jeszcze wnukom (moja mama i jej rodzeństwo), mojemu kuzynostwu oraz moim synom, którzy powinni znać i być dumni z historii przodków.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto