Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karol Kus zamienił gitarę na przybory kuchenne. Ma własny program kulinarny! [ZDJĘCIA]

Anna Karbowniczak
Anna Karbowniczak
Archiwum Karola Kusa
Karol Kus odnosił muzyczne sukcesy, ale od pewnego czasu możemy go oglądać w zupełnie innej roli: jako prowadzącego program kulinarny. Zamienił gitarę na przybory kuchenne i piecze własny chleb. Czy to oznacza, że scena przestała go "kręcić" i nie zobaczymy go więcej w artystycznej odsłonie?

- Ludzie potrzebują teraz chleba, nie igrzysk – mówi Karol Kus, do niedawna muzyk i autor piosenek, a obecnie pełnoetatowy piekarz i bohater własnego programu kulinarnego. Zawsze był oryginalny, niepokorny i podążał własnymi ścieżkami. Jednak tak duży przeskok: od grania do gotowania nawet w jego przypadku ma prawo zaskakiwać… Skąd zatem pomysł, by zamienić gitarę na przybory kuchenne? I czy ta zmiana to już zmiana na stałe, a my nie zobaczymy go więcej w dotychczasowej odsłonie?

Stworzony do muzyki

Sześć lat temu „Głos Wielkopolski” pisał o nim: „Ludzie rodzą się do różnych rzeczy. O takich jak Karol Kus mówi się, że urodzili się do muzyki”.

Jego pierwszym instrumentem był grzebień. Na nim 7-letni Karol Kus zagrał słynne "oooooo" z "Mniej niż zero" Lady Pank. To był jego pierwszy koncert.

Później były oczywiście kolejne. I to liczne, bo muzyka gra mu w duszy i towarzyszy przez całe życie. Poza spełnieniem, przyniosła mu różne show biznesowe sukcesy.

Ze Sławkiem Sokołowskim i Aldoną Dąbrowską urządzili pierwszy w Polsce casting na boysband. Tak narodził się zespół Just 5. Ich największy przebój "Kolorowe sny" wyszedł spod ręki Karola Kusa. A spod ręki całej trójki wyszli jeszcze Gabriel Fleszar i Alicja Bachleda-Curuś” - pisała w 2014 roku w „Głosie” Agnieszka Świderska

Jako muzyk zawsze cenił sobie wolność. Grał bluesa w takich zespołach jak PTAAKI i FBI, z którymi występował na najbardziej znanych festiwalowych scenach. Później zakochał się w muzyce słowiańskiej – i tak powstała Taraka z polsko-ukraińsko-białoruskim składem. A dwa lata temu napisał i nagrał piosenkę świąteczną „Pogody na święta” - utwór, który od dawien dawna chodził mu po głowie, ale na którego napisanie długo mógł się zdobyć.

Teraz w swoim studio w lesie niedaleko Chodzieży pracuje nad dwiema nowymi płytami. Jak zdradza, to będą ciekawe, „duże rzeczy”. Jednak muzyką zajmuje się głównie w wolnych chwilach. Na pierwszym miejscu stawia inny rodzaj sztuki: sztukę kulinarną.

Chleb to świętość

- Na początku to była tylko pasja. Teraz, można powiedzieć, zmieniła się już w profesję – mówi Karol Kus. I to taką, która prawdopodobnie zostanie z nim na dłużej. Powód jest prosty: w kulturze trwa zastój wywołany epidemią, nie odbywają się koncerty i artyści nie zarabiają.

- Mógłbym oczywiście przez najbliższe półtora roku grać tylko dla siebie na tarasie w lesie. Zamiast utyskiwać jak wielu innych, postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce – dodaje.

A że ręce ma pracowite, sposób na przetrwanie znalazł bardzo szybko. Sięgnął do tego, co nie jest może szczególnie łatwe, ale co kochał od zawsze – czyli do pieczenia chleba. Okazało się, że idzie mu na tyle dobrze, że na jego chleb znaleźli się nabywcy.

- Przy chlebie i bułkach pracowałem już w szkole podstawowej. W siódmej klasie przez całe lato pomagałem przy pracy nieżyjącemu już właścicielowi piekarni w Szamocinie. Meldowałem się u niego o godzinie 22, a kończyłem pracę około 4 nad ranem. Nikt mnie do tego nie zmuszał: robiłem to z własnej woli i miałem z tego ogromną przyjemność. Moja mama też nie miała nic przeciwko, bo dzięki temu zawsze w domu było świeżutkie pieczywo – wspomina Karol Kus.

Może ze względu na tamte doświadczenia, traktuje chleb jak prawdziwą świętość. Ma własny, autorski przepis, a do pieczenia używa tandyra – czyli glinianego pieca rodem z Kaukazu. W szamocińskiej piekarni piec również był wykonany z gliny, ale znacznie większy i opalany węglem. Tandyr to zupełnie co innego – ma kształt dzbana i jest opalany drewnem lub węglem drzewnym. Jedna zasada pozostaje niezmienna: glinę trzeba „wyczuć”. Może to zająć kilka tygodni, ale bywa, że zajmuje nawet kilka miesięcy. By chleb był idealny, trzeba mu poświęcić wiele cierpliwości.

Równie istotna jak „wyczucie” gliny jest mąka. Jak podkreśla Karol Kus – w grę wchodzi tylko taka kupowana bezpośrednio w młynie. Mąki, które są powszechnie dostępne w sklepach, są często wysuszone i złej jakości. On do wypiekania swoich chlebów i bułek używa mieszanki trzech mąk.

Wreszcie kolejna kwestia: zakwas i ręczne wyrabianie ciasta. Ten pierwszy trzeba obserwować, bo nie zawsze wychodzi taki sam. Powodem mogą być choćby różnice w warunkach atmosferycznych. Proporcje mąk muszą „współgrać” z zakwasem. A dlaczego ciasto należy wyrabiać ręcznie?
- Tylko wtedy się je „czuje” i wiadomo, czy chleb będzie dobry – mówi Karol Kus.

Przed świętami, piekąc chleby i bułki na sprzedaż, zagniatał tego ciasta całe kilogramy. Bywało, że rano otwierał 50-kilogramowy worek mąki, a wieczorem było już w nim widać dno.

Jak Drzymała

Poza pieczeniem, w swoim programie także gotuje. I to nie byle jak! Specjalizuje się w dziczyźnie, która w powszechnym mniemaniu uchodzi za niezwykle wymagającą.

Jak zapewnia Karol Kus – nie taki jednak diabeł straszny. Trzeba po prostu wiedzieć, jak się z dziczyzną obchodzić. On nauczył się tego podczas swoich pobytów na Ukrainie i w Gruzji. Tam przepisy i sposób postępowania z mięsem dzika, sarny czy bażanta są inne od tych praktykowanych w Polsce. Przede wszystkim nie ma mowy o długotrwałym marynowaniu ani o jakichś „wydumanych” składnikach. Na przykład do zmiękczenia mięsa stosuje się zwykły sok z cytryny.

Jego największą dumą jest pasztet z dzika, pieczony według starego, przedwojennego przepisu. Wszyscy, którzy go próbowali, niesamowicie go chwalą.

Do gotowania Karol Kus również używa tandyra. Mówi, że można w nim przyrządzić praktycznie wszystko: od pieczywa, przez dwudaniowy obiad, aż po pizzę i wędliny.

- Musi to być jednak piec dobrej jakości, wykonany z porządnej gliny. Taki przetrwa wiele pokoleń – podkreśla.

O piecach, chlebie i „kucharzeniu” - jak określa swoje gotowanie – mógłby mówić godzinami. Kiedy słyszy, jak inni chwalą jego umiejętności, czuje satysfakcję porównywalną do tej, którą odczuwał stojąc na scenie w Sopocie czy Opolu.

Ale cieszy go jeszcze jedna rzecz – solidarność, jaka wytworzyła się między lokalnymi producentami żywności. Zaczęło się od „Wirtualnego ryneczku”, czyli grupy, którą założył na Facebooku Marcin Janiszewski. Chodziło o to, aby osoby, które handlowały na chodzieskim targowisku własnymi płodami rolnymi, miały jak dotrzeć do klientów w czasie epidemii. Z czasem ci mali producenci postanowili skonsolidować swoje siły i teraz wzajemnie się promują.

Karol Kus również korzysta w swoich przepisach z lokalnych produktów: warzywa zamawia z Morzewa, ryby – z gospodarstwa w Oleśnicy, a dziczyznę kupuje w miejscowych Ośrodkach Hodowli Zwierzyny, należących do Lasów Państwowych.

- Popieramy się wzajemnie i to jest prawdziwa lokalna solidarność. Wielkopolanie Ziemi Chodzieskiej są jak Drzymała. Mają pomysł na każdy czas… - cieszy się Karol Kus i zaprasza do oglądania swojego programu „Karol Kus – masz to w lesie”. Najnowszy odcinek pojawi się na Facebooku w niedzielę o godzinie 11.

Karol Kus zamienił gitarę na przybory kuchenne. Ma własny pr...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto