Co słychać u bohaterów naszych artykułów, o których pisaliśmy na łamach „Chodzieżanina” w mijającym roku? Jak teraz wygląda ich życie i jakie mają plany na przyszłość? Okazuje się, że większość historii zakończyła się tak jak należało, czyli z happy endem!
Najbardziej zadowolony z życia wydaje się być rolnik z Budzynia, któremu wprawdzie nie udało się zrobić telewizyjnej kariery, ale poznał fajną dziewczynę, z którą planują przyszłość. Niestety wciąż niewyjaśniona jest sprawa z długami mieszkanki Szamocina, która chciałaby, aby przyszły rok był... po prostu spokojny.
Rolnik ma dziewczynę
Niedawno zakończyła się trzecia edycja programu telewizyjnego „Rolnik szuka żony”, w której miał szansę wystąpić 25-letni Paweł Stempniak z Budzynia. Młody mężczyzna bardzo poważnie myśli o życiu i założeniu rodziny, ale w swoim otoczeniu przez długi czas nie było mu dane spotkać tej jedynej. Postanowił więc zgłosić się do programu i wystąpił w pilotażowym odcinku, w którym mogła go zobaczyć cała Polska.
- Szukam dziewczyny, która będzie moją pokrewną duszą. Pokocha wieś, rolnictwo. Nie mam zamiaru nikogo zmuszać do pracy w gospodarstwie, jednak chciałbym, aby moja przyszła żona zajęła się domem, pielęgnowaniem rodzinnego ciepła - tłumaczył w telewizji.
Pawłowi nie udało się dostać do dalszych odcinków, ale - jak się okazuje - nie było mu to wcale potrzebne. W telewizji od razu dostrzegła pewna odważna dziewczyn.
- Zobaczyła mnie w telewizji i, jak mi powiedziała, od razu wiedziała, że będzie ze mną szczęśliwa, a ja z nią - mówi pan Paweł.
Młoda kobieta - jak opowiada nasz bohater - wzięła sprawy w swoje ręce i postanowiła go odnaleźć. Dotarła do znajomych jego znajomych, a później poszło szybko: zdobyła do niego numer telefonu. Później już wszystko ułożyło się samo...
- Jesteśmy razem od jakiś 4 miesięcy i naprawdę się kochamy. Myślimy poważnie o ślubie i wspólnym życiu, ale to jeszcze ze spokojem. Nie od razu - mówi Paweł Stempniak.
Decyzji o zgłoszeniu do programu nie żałuje. Wręcz przeciwnie: zachęca do tego wszystkie inne osoby, które czują się samotne i nieszczęśliwe.
- Gdybym nie zgłosił się do programu, to moja dziewczyna nie wiedziałaby w ogóle o moim istnieniu - dodaje.
Co z długami?
Ostatnie miesiące bardzo trudne były dla pani Krystyny z Sza-mocina, na nazwisko której ktoś - bez jej wiedzy - zaciągnął pożyczki o wartości kilku tysięcy złotych. Kobieta zgłosiła sprawę na policję i wciąż - jak się okazuje - czeka na wyniki śledztwa.
Pani Krystyna o tym, że ma do spłacenia kredyt dowiedziała się od windykatora, który przesłał jej pocztą wezwanie do zapłaty.
Jak się okazało ktoś zaciągnął na nią aż dwie pożyczki. Jedną na 300 złotych, a drugą na 3 tys. 500 złotych. Pożyczki zaciągnięte zostały w dwóch warszawskich bankach. Po niedługim czasie, poinformowano kobietę o trzecim zadłużeniu, które również zostało zaciągnięte przez internet - na kilkaset złotych.
Kobieta niezwłocznie zgłosiła sprawę na policję i powiadomiła banki o tym, że służby mundurowe prowadzą śledztwa w tej sprawie. Dzięki temu wstrzymano spłaty długów.
Krótko przed świętami jedna z instytucji bankowych nieźle wystraszyła kobietę, bo kazała jej natychmiast spłacić należności. Groziła surowymi karami.
- W liście grożono mi zerwaniem umowy, której przecież nie podpisywałam. Kazano jak najszybciej zapłacić 4 tys. złotych - opowiada pani Krystyna.
Na szczęście dzięki notatce policyjnej kobieta nie musiała niczego płacić. Bardzo się jednak zdenerwowała i opadła z sił.
- Nie wiem co będzie dalej, na razie jest cisza. Oby przyszły rok był spokojniejszy - dodaje.
Scena to ich życie
Natalia i Konrad Rogińscy z Lipin są artystami z krwi i kości. Przez ostatnie dwa lata zajmowali się działalnością kulturalną i kierowaniem Miejsko-Gminnym Ośrodkiem Kultury w Margoni-nie. Niestety, mieli - jak mówili - inną wizję prowadzenia instytucji niż ich przełożony, burmistrz Janusz Piechocki. Dlatego nie mogli tam zostać.
Co słychać u nich dzisiaj? Oboje jakby odżyli, bo znów zajmują się tym, co kochają najbardziej.
- Jesteśmy artystami, dlatego naszym życiem jest scena - mówią.
Para jest wszechstronnie uzdolniona muzycznie i angażuje się w masę różnych projektów. Grają w Orkiestrze Kameralnej w Radomiu, irlandzkim zespole JRM, a także udzielają się Młodzieżowym Domu Kultury w Chodzieży.
- Obecnie tworzymy muzykę do spektaklu w Berlinie, który opowiadać będzie o Czarnobylu. W styczniu odbędzie się premiera - mówi Natalia Rogińska.
Para bardzo dużo koncertuje, a w wolnych chwilach remontuje swój dom - starą gorzelnię w Lipinach. Poza tym oddaje się jeszcze innej pasji - motocyklowej.
- Jesteśmy zakochani w cruiserach. Jeżdżąc na nich czujemy się prawdziwie wolni i szczęśliwi - mówią.
Pomaga innym
Kiedy w kwietniu Lukrecja Kowalska postanowiła wyprowadzić się z Chodzieży, z miastem żegnała się m.in. na naszych łamach. Mówiła, że zawsze będzie wracała tu z sentymentem - tym bardziej, że ma tu grono bliskich znajomych i przyjaciół.
- Uznałam jednak, że jeśli chcę zrobić krok naprzód i dalej się rozwijać, to nie mam wyjścia: muszę przenieść się do większego miasta - wspomina Lukrecja Kowalska.
Wybrała Poznań: kupiła tam mieszkanie i założyła grupę wsparcia dla osób transpłciowych i ich rodzin.
- Zawsze chciałam być aktywistką, pomagać innym. Fundacja TransFuzja z Warszawy, której jestem wolontariuszką, zaproponowała mi prowadzenie takiej grupy wspólnie ze specjalistką z dziedziny psychologii. Miejsca użycza nam Grupa Stonewall (czyli organizacja działająca na rzecz integracji środowiska LGBT - przyp. aut.). Od października odbyły się cztery spotkania - opowiada Lukrecja Kowalska.
Okazało się, że w Poznaniu i okolicy jest sporo osób potrzebujących porady, a czasem zwyczajnej rozmowy. Lukrecja poznała także rodziców osób transpłciowych, którzy pytali ją, w jaki sposób mogą wspierać swoje dzieci.
- To bardzo cenne, że nie odwracają się od nich w tak ważnym i trudnym momencie. Nie da się bowiem ukryć, że decyzja o coming oucie rzutuje na sytuację całej rodziny - dodaje Lukrecja Kowalska.
Na spotkaniach dzieli się swoimi obserwacjami i doświadczeniami. Z myślą o przyszłości zapisała się również na studia psychologiczne. Jak zdradza, podjęła je za pośrednictwem nowatorskiego systemu - platformy internetowej. W ramach studiów uczestniczyła również w warsztatach psychologicznych: jedne z nich poprowadziła osobiście.
To właśnie podczas tych spotkań zrodził się pomysł powołania fundacji, działającej na rzecz integracji osób transpłciowych.
- Początkowo miał to być jedynie projekt związany ze studiami. Wspólnie z przyjaciółką uznałyśmy jednak, że warto byłoby wcielić go w życie - tłumaczy Lukrecja Kowalska.
Błyskawicznie zebrały grupę osób gotowych się zaangażować i oficjalnie podpisały akt założycielski. Teraz pracują nad swoją stroną internetową i przygotowują dokumenty niezbędne do rejestracji w KRS.
- Nasza fundacja nosi nazwę Trans-Akcja. Chcemy za pośrednictwem naszych działań pokazywać społeczeństwu, kim są osoby transpłciowe. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wszyscy. Jak każdy, mamy swoje radości i problemy - mówi Lukrecja Kowalska.
Prawna korekta płci to - jak podkreśla - bardzo długi proces.
- W sierpniu złożyłam w sądzie wszystkie dokumenty. Sprawa weszła już na wokandę, ale jej rozpatrywanie ruszy dopiero w przyszłym roku - relacjonuje.
Kiedy cała procedura się zakończy, szczegółowo opisze ją w książce. Aktualnie w internecie do kupienia są dwa inne wydawnictwa jej autorstwa: jedno poświęcone „odkrywaniu siebie” i drugie, będące zbiorem opowiadań na temat tego, czego doświadczyła mieszkając przez 14 miesięcy w Chodzieży.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?