Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chodzieżanie z pasją! Teatr 44 z Szamocina działa już prawie 30 lat [ZDJĘCIA]

Olga Żądło
W Szamocinie już od prawie 30 lat działa Teatr 44. Aktualnie w skład ekipy teatru wchodzą: Irena Jaworska, Barbara Swoińska, Lidia Stój, Joanna Strzyżewska, Małgorzata Giża, Mirosław Stróżewski i Jan Kajrys, który jest jednocześnie reżyserem. Aktorzy opowiedzieli nam co nieco o swoim teatralnym życiu.

Czy mogliby Państwo przybliżyć początki teatru? To już prawie 30 lat, od kiedy są Państwo na scenie.

Jan Kajrys: Nasz teatr działa przy Szamocińskim Ośrodku Kultury od 1992 roku. Irka Jaworska i Mirek Stróżewski grają z nami od początku. Było nas więcej, część już od nas odeszła - część z powodów zawodowych, część niestety już umarła.

Irena Jaworska: Najmłodszy w zespole był Marcin Nowak, miał kilkanaście lat, kiedy zaczynał, stał na taborecie.

Jan Kajrys: Trzymamy się cały czas, jest to dla nas wielka przyjemność i pasja, spotykamy się raz w tygodniu, gramy. Ostatnio zagraliśmy sztukę Jacka Getnera “Pożądanie w cieniu pokrywki”. Basia i Lidka oraz gościnnie Piotr Mąka z Teatru Próbownia zagrali ten spektakl. Graliśmy go także w Chodzieży online, zatem cała Polska mogła oglądać. To tytułem wstępu o naszym teatrze. Trzymamy się razem, gramy, jest to dla nas taka odskocznia, że spotykamy się, a wchodząc na scenę zapominamy o rzeczywistości.

A jak to się w ogóle zaczęło? Ktoś z państwa nagle wpadł na pomysł “a może założymy teatr?”, dlaczego by nie?

Jan Kajrys: Ja byłem wówczas dyrektorem domu kultury, poprosiłem Lubę Zarembińską, która była wtedy instruktorem teatralnym w Pile, czy by nie przyjechała do nas, aby poprowadzić warsztaty teatralne dla instruktorów. To był ‘92 rok. W lipcu Luba przyjechała, przyjechali uczestnicy i wtenczas robiliśmy różne etiudy, między innymi Wita Stwosza z Edmundem Świerczyńskim. Edmund fantastycznie to zagrał, więc powiedzieliśmy “Luba, tak tego nie można zostawić, coś trzeba zrobić, żeby Edmund mógł grać”. Na jesieni Luba przyjechała i przywiozła sztukę “Spowiedź w drewnie” Jana Wilkowskiego, żeby Edmund mógł zacząć grać. Do zespołu dołączył wtedy kolejne osoby, a Jerzy Bieniek wystrugał rzeźby. Edmund Świerczyński grał główną rolę, był niesamowitą postacią, to właściwie on spowodował, że teatr działał.

Byliśmy z tym spektaklem w wielu miejscach, Edmund był bardzo doceniany przez krytyków. “Edmund Świerczyński zagrał tak dobrze, że nikt z zawodowych aktorów nie jest w stanie mu dorównać” - powiedziała o jego grze Elżbieta Baniewicz, krytyk teatralny. Kiedy to się zaczęło, spodobało nam, było dla nas przyjemnością, że mogliśmy grać przy Edmundzie.

W 1997 roku Luba Zarembińska założyła Stację Szamocin, a my zostaliśmy tutaj i gramy do teraz.

W maju 1993 roku była premiera naszego pierwszego spektaklu, a za dwa lata będziemy już obchodzić trzydziestolecie.

Ja na początku nie grałem, zajmowałem się sprawami organizacyjnymi, ale potem zespół mnie namówił do grania. Na początku byłem statystą, ale w końcu w 1997 roku zagraliśmy “Próbę Generalną” i to był pierwszy spektakl, w którym zagrałem. Od tego momentu staram się występować regularnie.

Mamy kilka sztuk w repertuarze, które moglibyśmy zagrać, tylko że ta nieszczęsna pandemia nam nie pozwala. No i oczywiście przygotowujemy nową sztukę na przyszły rok.

Skąd Państwo czerpią scenariusze, ktoś je oferuje czy sami Państwo ich wyszukują?

Zazwyczaj szukamy sami, jednak czasem przypadkiem znajdujemy jakieś sztuki albo otrzymujemy je od kogoś. Tak było z “Próbą Generalną”.

Mirosław Stróżewski: miałem wujka, który miał plik sztuk w swoim zbiorze. Powiedział, że mogę je wziąć, dla niego i tak sztuki były bezużyteczne, a że wiedział, że my zajmujemy się teatrem i może nam się przydadzą. Dostałem od niego książkę, w której było kilka propozycji i stwierdziliśmy w zespole jednoznacznie, że tę “Próbę Generalną” spróbujemy zagrać. Zagraliśmy ją pierwszy raz w 1997 roku, a teraz mamy już 2020, a my nadal ją gramy – tylko że już w trzeciej wersji.

Jan Kajrys: jest to farsa, która pokazuje, jak zachowujemy się na próbach. Najbardziej obrywa się reżyserowi!

Mirosław Stróżewski: Sięgamy po różne sztuki. Trzeba powiedzieć, że ten teatr już się imał różnych: i dramatów, i komedii, i krótszych, i dłuższych sztuk.

A gdy już wybiorą Państwo sztukę i zdecydujecie, że to będzie właśnie ta, to ile czasu zajmuje Państwu jej przygotowanie? Jak planują Państwo taką pracę?

Jan Kajrys: Zwykle zaczynamy pracę jesienią, tak aby na wiosnę zrobić premierę. Ale naszą ostatnią sztukę, którą gramy, czyli “Pożądanie w cieniu pokrywki”, przygotowywaliśmy w lecie, bo chcieliśmy jechać na przegląd do Kaczor, który ostatecznie niestety został odwołany. Pracowaliśmy bardzo intensywnie, właściwie w trzy miesiące udało nam się ją zrobić, ale próby były bardzo intensywne. Zazwyczaj na początku próby siadamy razem, pijemy kawę i rozmawiamy, a dopiero później zabieramy się za pracę, ale w tym przypadku przychodziliśmy i od razu próba, próba, próba, tekst, tekst, tekst, bo to było bardzo pilne działanie. No i mam nadzieję, że efekt się spodobał ludziom.

Przez pandemię mamy trochę zamieszania. Na początku, kiedy zaczynaliśmy nasz teatr, pierwsza premiera odbyła się w maju z okazji “Dni Szamocina”. Była to sztuka “Kowal, pieniądze i gwiazdy”. I tak było przyjęte, że zawsze w maju była premiera na kolejny rok. W wakacje była przerwa, następnie od października, listopada rozpoczynaliśmy próby, tak żeby na maj sztuka była gotowa. Tak samo jest i teraz, pracujemy i chcemy zdążyć na maj, a może nawet wcześniej. A po wakacjach będziemy szukać nowej sztuki.

Planują Państwo, że premiera kolejnej sztuki może znowu odbyć się online? Jak Państwo czują się z tą formą?

Barbara Swoińska: przy “Pożądaniu w cieniu pokrywki” stres był oczywiście, ale na szczęście wszystko dobrze poszło. Przed nami były trzy kamery, trzeba było się bardzo mocno skupić, żeby nic nie wypadło z głowy. Kamery to większy stres niż siedząca przed nami publiczność, która reaguje na naszą grę, a my jako aktorzy to czujemy. Na żywo jest całkiem inaczej.

Irena Jaworska: Z chwilą, kiedy widz reaguje, człowiek się nakręca i o wiele lżej się wtedy gra. Gdy jest martwa cisza, to właściwie nie wiadomo – podoba się? Nie podoba? Co z tym fantem zrobić? Człowiek czuje się, jak na próbie.

Joanna Strzyżewska: próby są mniej stresujące, a my na nich czasem jesteśmy tak wyluzowani, że wychodzi zupełnie inna sztuka. Reżyser czasem obiecuje nam, że zrobimy kiedyś taką sztukę, jak na próbie.

Jan Kajrys: nieraz próby wyglądają tak, jak sztuka na setnym spektaklu. Są wygłupy i wariactwa, ale trzeba jednak robić swoje.

Czym państwo zajmują się na co dzień i jak to wyszło, że się Państwo tu znaleźli?

Irena Jaworska: kiedyś w domu kultury był zespół ludowy, folklorystyczny i w tym czasie powstawał teatr. Ze mnie się śmiali, że kiedy weszłam do sali na próbę, to tak jak weszłam - tak zostałam. Ci, którzy przyszli, ci zostawali. To ich wciągało, to było coś innego niż to, co robili do tej pory. To był okres, kiedy pracowałam w domu, miałam dorastające dzieci, a ponieważ jestem człowiekiem gadatliwym i lubiącym towarzystwo, dla mnie ta forma była bardzo ważna. To była pewna forma terapii, człowiek żył przez te dwie, trzy godziny innym życiem. To odskocznia od codzienności.

Był okres, kiedy przez dwa lata pracowaliśmy bardzo dużo. Prosto z pracy jeździliśmy na występy, na przykład do Słupska. Dwa lata w ogóle nie mieliśmy urlopu, bo urlop był przeznaczony na wyjazdy. Jeździliśmy wtedy autokarem, czasem wracało się w nocy, a rano o 6:00 trzeba było już iść do pracy. Bardzo różnie to wyglądało, ale to były bardzo fajne czasy. To jest coś, jak to się mówi, czego nam nikt nie zabierze. A moje wnuki mówią “a nasza babcia to jest taka inna babcia”.

Mirosław Stróżewski: z wykształcenia jestem technikiem elektronikiem i przeszło 20 lat pracowałem w telekomunikacji. Jak tu się znalazłem? Trochę przez przypadek. Kolega Kaziu, który był już w teatrze, miał jakieś problemy zdrowotne i poprosił mnie, żebym go zastąpił. Dał mi tydzień czy dwa do namysłu, pomyślałem “no dobra, pójdę”. Kiedy drzwi sali się otworzyły, pani reżyser, jeszcze wtedy Luba, powiedziała do mnie od razu: “to chodź, chodź na scenę”. Byłem zaskoczony, bo praktycznie natychmiast musiałem grać. Moją pasją jest również chór, śpiewam w szamocińskim chórze od 26 lat. Moja mama też śpiewała w chórze i grała w przedstawieniach, pasję do sztuki odziedziczyłem po niej.

Irena Jaworska: niektórzy pytają “a co ty z tego masz?”, a ja im odpowiadam “frajdę”. Byliśmy tu, byliśmy tam, właściwie zwiedziliśmy całą Polskę dzięki teatrowi, bo byliśmy i w Zielonej Górze, i w Szczecinie i w Katowicach, i na Suwalszczyźnie, i w Częstochowie, i w Zakopanem, ale też na Litwie, we Francji. Myślę, że gdyby nie teatr to nie byłabym w tych wszystkich miejscach.

Jan Kajrys: Podróże to jedno, ale też braliśmy udział w wielu imprezach artystycznych, np. przeglądach, festiwalach. Chodziliśmy na zajęcia, oglądaliśmy inne zespoły. Dużym sukcesem były zdobyte przez nas nagrody na Artfestiwalu w Horyńcu-Zdroju, to był ogólnopolski przegląd teatrów amatorskich, jeden z czołowych festiwali w Polsce. My pojechaliśmy tam pierwszy raz, a zdobyliśmy trzy nagrody: nagrodę publiczności, nagrodę główną, a Edmund Świerczyński otrzymał jeszcze nagrodę indywidualną.

Irena Jaworska: Dużo było ciekawych inicjatyw i nagród, a teraz niestety jest to ograniczone.

Jakie były najzabawniejsze, ale jednocześnie najtrudniejsze momenty w państwa teatralnej historii?

Mirosław Stróżewski: uuu, trochę by się tego nazbierało.

Jan Kajrys: Byliśmy w Toruniu. “Spowiedź w drewnie” oglądałem chyba ze sto razy, zresztą za każdym razem siedzę na widowni i oglądam. Nagle patrzę, Mirek wchodzi na scenie w jakiejś dziwnej, króciutkiej sukience. Mocno różniła się od oryginału długością, jego strój w tym spektaklu był dużo dłuższy. Zastanawiałem się, co się stało.

Mirosław Stróżewski: tuż przed wyjściem na scenę koleżanka wylała mi na plecy kawę. Miałem kilka sekund do wyjścia na scenę, więc złapałem pierwszą rzecz, którą miałem pod ręką, błyskawicznie ją ubrałem na siebie i od razu biegłem grać.

Inną historią było, gdy graliśmy w jednym z teatrów w Warszawie. Były tam schody na scenę, ale nie było przy nich oświetlenia. Sugerowałem się światłem na scenie. Wszedłem już na któryś stopień z kolei i z tych schodów po prostu spadłem. Coś mi strzeliło w nodze, ale zacisnąłem zęby i poszedłem na scenę, zagrałem cały spektakl. Potem się okazało, że dość poważnie tę nogę uszkodziłem. Ale spektakl się odbył, adrenalina działała.

Irena Jaworska: kiedyś występowaliśmy z “Próbą Generalną” w Gołańczy. W scenografii za nami były parawany, a za nimi goła ściana. Parawany były dość lekkie i łatwo się składały. Gramy, gramy, nagle wszystko leci na nas. Szybko złapaliśmy, kto co mógł, postawiliśmy je z powrotem, ale widzowie nie dali po sobie poznać, że coś jest nie tak. Może myśleli, że tak miało być?

Kiedyś wracaliśmy z miasta późnym wieczorem w Olecku, to był bardzo przyjemny występ ze spektaklem “Obiad”, Mirek grał na gitarze, śpiewaliśmy wieczorami, a spaliśmy w namiotach. Zostaliśmy tam bardzo dobrze przyjęci. Okazało się, że kolega zapomniał munduru, który był potrzebny do spektaklu. Wracaliśmy przez miasto i szli policjanci. Zatrzymałam ich i zapytałam, czy nam pożyczą mundur. Powiedzieli, że nie mogą, mimo zapewnień, że im oddamy. Policjanci wysłali nas do straży pożarnej, a tam mundur pożyczył nam sam komendant.

Jan Kajrys: w 1994 roku mieliśmy we Francji mały wypadek na autostradzie. Tylne drzwi od autokaru się nie domykały, a wieźliśmy ze sobą całą scenografię. Na którymś zakręcie drzwi się otworzyły i połowa scenografii wyleciała na drogę. Rekwizyty zbieraliśmy pół nocy, nie znaleźliśmy tylko jednego hełm. Wyleciał nawet akordeon, ale na szczęście się nie zniszczył - wtedy autobusy nie jeździły tak szybko.

Joanna Strzyżewska: cała przygoda z teatrem jest niesamowita, to odskocznia. Ja więcej czasu spędzam teraz w domu, niż gdzieś poza nim, dlatego takie wyjazdy z teatrem to jest zupełnie inne życie. Wszyscy żyjemy w przyjacielskiej komitywie i dobrze się czujemy w swoim towarzystwie, naprawdę miło spędzamy czas. Naszym graniem się bawimy i sprawia nam to ogromną przyjemność.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto