Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chodzież: Zdjęcia z dzieciństwa. Oto nasi samorządowcy jako dzieci. Poznajecie? [ZDJĘCIA]

Anna Karbowniczak
Anna Karbowniczak
Iwona Kostrzewa-Lewińska
Iwona Kostrzewa-Lewińska
Iwona Kostrzewa-Lewińska, Wojciech Redziak i Janusz Piechocki opowiedzieli o swoim dzieciństwie. Okazuje się, że pani Iwona od zawsze lubiła zwierzęta, burmistrz Piechocki nie lubił przedszkola, a radny Redziak ciągle był w ruchu. Artykuł ukazał się w 2018 roku w "Chodzieżaninie" - z okazji Dnia Dziecka

Dzieciństwo... Chyba niewiele jest osób, które nie wracają do tego okresu z nostalgią i sentymentem. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia z dawnych albumów, by dostrzec, jak bardzo zmieniliśmy się my i świat wokół nas...

No właśnie: czy już wtedy można było przewidzieć, co po latach wyrośnie z dzieci, widocznych na fotografiach? Poprosiliśmy kilka osób o podzielenie się wspomnieniami.

Przedszkole w Margoninie to były kiedyś tylko dwa pokoje

Zdjęcie, do którego burmistrz Margonina Janusz Piechocki pozuje wspólnie z nieżyjącą już koleżanką z przedszkola, zostało wykonane w połowie lat 60-tych.

- Pamiętam, że niespecjalnie miałem ochotę stawać wtedy przed obiektywem aparatu. Mamie bardzo jednak na tym zależało i ostatecznie postawiła na swoim - wspomina Janusz Piechocki.

W swoim albumie ma też inne fotografie z okresu przedszkolnego. Jest w nim między innymi zdjęcie w czapce czołgisty, które wykonywano wtedy wszystkim dzieciom. Choć dziś spogląda na nie z uśmiechem, to samo chodzenie do przedszkola - jak przyznaje - niezbyt lubił.

- To było zupełnie inne przedszkole niż dzisiejsze. Mieściło się w „domku sióstr” i składało się z dwóch pomieszczeń. W jednym przebywała grupa młodszych dzieci, a w drugim dzieci starsze. Resztę domu zajmowały siostry - opowiada Janusz Piechocki.

On sam bardzo długo należał do grupy młodszych dzieci.
- Nie wiem, dlaczego tak się stało. Być może chciano, abym nie był w tej samej grupie co mój starszy brat? - przypuszcza burmistrz.

Najwidoczniej musiało mu to doskwierać, gdyż pewnego dnia postanowił... uciec z przedszkola. Drzwi nie były zakluczone, więc otworzył je i wyszedł na zewnątrz. Daleko się jednak nie oddalił.

- Doszedłem na rynek i tam dogoniła mnie jedna z pań, która przyprowadziła mnie z powrotem - śmieje się Janusz Piechocki.

Kiedy dziś opowiada o tym zdarzeniu dzieciom w Przedszkola Samorządowego, na twarzach nauczycielek widzi zaskoczenie, a nawet konsternację. Nie do pomyślenia jest bowiem sytuacja, w której maluch mógłby, nie zauważony przez nikogo, tak po prostu wyjść z placówki.

Warto dodać, że w dzieciństwie Janusz Piechocki raczej nie zapowiadał się na samorządowca. Jedyną organizacją w jakiej działał było harcerstwo. W szkole podstawowej był przez rok przewodniczącym samorządu, ale poza tym nie pełnił żadnych innych funkcji.

Od zawsze lubił być w ruchu: pływał, grał w piłkę i w klipę

Chodzieskiego radnego Wojciecha Redziaka bardzo dużo osób kojarzy ze sportem. Stale jest w ruchu, dzięki czemu ma kondycję, jakiej niejedna osoba mogłaby mu pozazdrościć. Pracuje jako listonosz, a w wolnym czasie biega i jeździ rowerem. Jak przyznaje, aktywność fizyczna towarzyszy mu już od najmłodszych lat.

- Kiedy dorastałem w telewizji był tylko jeden program, a o takich rzeczach jak smartfony czy laptopy nikt w ogóle nie myślał. Dlatego podobnie jak wszyscy moi rówieśnicy, bardzo dużo czasu spędzałem na dworze. Graliśmy w piłkę i w „klipę”. To gra, której dzisiejsze dzieciaki nie znają. Używało się do niej dwóch kijów. Był to „sprzęt”, który nic nie kosztował, a zabawa potrafiła nam zajmować długie godziny - wspomina Wojciech Redziak.

Mieszkał przy ul. Kochanowskiego, więc bardzo blisko miał nad jezioro. Na plażę chodził już jako 8-latek z innymi dziećmi z sąsiedztwa. Pływać nauczyły go starsze sąsiadki.

- Po prostu wyciągnęły mnie w miejsce, gdzie nie miałem gruntu pod nogami. Musiałem sobie jakoś poradzić z utrzymaniem się na wodzie. Sam, już jako dorosły, nie puściłbym 8-latka na plażę bez opieki. Ale to były inne czasy. Rodzice dawali nam naprawdę dużą swobodę - opowiada.

Może było tak dlatego, że choć był żywym dzieckiem, to nigdy poważnie nie nabroił.

- Smutno mi trochę, gdy dziś widzę młodzież z nosami w smartfonach. Dawniej nie było tylu rozrywek, nie jeździło się na wakacje za granicę, ale ja i moi rówieśnicy dużo ze sobą rozmawialiśmy i byliśmy jakoś bliżej siebie - dodaje.

Do dziś pamięta letnie wyjazdy na obozy harcerskie i swoje pierwsze wakacje nad Bałtykiem - w Mielnie. Już wtedy ta nadmorska miejscowość była dobrze znana chodzieżanom. Wyglądała jednak zupełnie inaczej niż dziś.

- To była po prostu wieś - mówi Wojciech Redziak.

Czułam się jak "wieśniaczka” - ta dobra, z mojej baśni

Iwona Kostrzewa-Lewińska, radna Rady Miejskiej w Chodzieży, a przede wszystkim znana obrończyni praw zwierząt, opowiada o swoim dzieciństwie tak:

- Przyszłam na świat w kochającej się i cudownej rodzinie. Byłam grzecznym i szczęśliwym dzieckiem. Jako jedynaczka czułam się jednak trochę samotna, więc uciekałam w świat baśni i przyrody. Od najmłodszych lat, gdy tylko nauczyłam się czytać, połykałam wręcz książki. Często czytałam pod kołdrą z latarką, gdy rodzice kazali mi już spać, a ja przecież ,,Musiałam dokończyć rozdział”! Mam do dziś ogromne ilości książek, z którymi nie potrafię się rozstać.

Od zawsze też uwielbiałam przyrodę i zwierzęta. Najcudowniejsze wakacje dla mnie to były wakacje na wsi, w Podstolicach. Kiedy tylko rozpoczynały się wakacje, ja już byłam spakowana. Rodzice odwozili mnie natychmiast, wieczorem do tego co kochałam od zawsze: lasy, pola i zwierzęta. Oprzątałam z ciocią Witą konie i krowy, karmiłam świnki... Wcześnie rano biegłam już do kurnika z koszyczkiem po jajka.

Rozległe pola, z których na drabiniastym wozie zwoziliśmy siano, piękne gęste okoliczne lasy, w których zbieraliśmy grzyby, pełne zwierząt i cudownie śpiewających ptaków - to był mój świat. Wychodziłam w pole i zachłystywałam się tym co mnie otaczało... Zbierałam chabry, mąki i bławatki... Plotłam z tych kwiatów wianki i zakładałam sobie na głowę. Czułam się jak dziewczyny ,wieśniaczki” - te dobre, z moich bajek i powieści.

Rodzące się w gospodarstwie świnki, cielaczki, wylegające się kurczaczki, to wszystko mnie fascynowało i mam to do dziś. Poza tym w Podstolicach było zawsze pełno dzieci, poza trójką kuzynostwa, do zabawy zbiegała się chyba cała wieś... Jakie to były cudowne i beztroskie czasy.

Dzieciństwo jednak minęło. Życie nie jest takie proste, trudności codziennego dnia z którymi trzeba się zmagać niekiedy przytłaczają. Jednak moje dzieciństwo, moi wspaniali rodzice, moja rodzina, to wszystko dało mi podstawy do przejścia przez życie z wielką siłą i miłością do świata, ludzi, przyrody.

Iwona Kostrzewa-Lewińska

Chodzież: Zdjęcia z dzieciństwa. Oto nasi samorządowcy jako ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto