Gdy pisaliśmy o pożarach w przedszkolach, szkołach czy szpitalach, a także o ewakuacji ludzi z budynków, wiadomym było, że chodzi tylko o ćwiczenia, które co jakiś czas organizują strażacy. Tym razem jednak, nie były to ćwiczenia. Dym i ogień w przedszkolu przy ulicy Łąkowej ukazał się naprawdę.
Było popołudnie. W przedszkolu przebywały jeszcze wszystkie dzieci wraz ze swoimi paniami i obsługą. Dyrektor Lucyna Różewicz siedziała w swoim biurze.
– Wtedy jedna z naszych pracownic poinformowała mnie, że w sali pojawił się dym – wspomina pani dyrektor. – Długo nie czekając poinformowalismy straż pożarną i sami zaczęliśmy działać.
Spokojnie wyprowadzono dzieci z sal, zaprowadzono do szatni po kurtki i opuszczono budynek. W tym czasie dyrektor pobiegła do kotłowni zobaczyć czy dym nie pochodzi od mieszczącego się tam pieca.
– To jednak nie było to – dodaje Lucyna Różewicz. – Wraz z zaprzyjaźnionym panem, który akurat był w przedszkolu wzięlismy się za gaszenie pożaru.
Odstawiono meble, przygotowano gaśnice i zaczęto działać.
– Gdy strażacy czterema wozami przyjechali na miejsce zgłoszenia, prąd był już odłączony, większość dzieci stała przed budynkiem, a reszta go opuszcała – potwierdza Maciej Nowak z KPP w Chodzieży. – W sali próbowano natomiast ugasić palącą się wykładzinę i szafkę.
,,Akcję” przejęli strażacy, kórzy zdemontowali drewnianą część podłogi i dokończyli gaszenie. W tym czasie dzieci zaprowadzono do mieszczącego się obok budynku państwa Micek, gdzie spokojnie czekały aż odbiorą ich rodzice. Akcja ewakuacyjna została przeprowadzona tak doskonale, że większość dzieci była przekonana, że to tylko ćwiczenia i nie ma czym się martwić.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?