Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

CHODZIEŻ, PIŁA - Oficer dyżurny uratował życie desperatowi

Agnieszka Świderska
Jeżeli ktoś mówi, że chce się zabić, to nie mówi tego bez powodu...
Jeżeli ktoś mówi, że chce się zabić, to nie mówi tego bez powodu... fot. ADAM WARŻAWA / POLSKAPRESSE
– 997 to jest telefon, który zawsze ktoś odbierze. Tak się o nim myśli. Może dlatego na niego dzwonią? – zastanawia się Jarosław Górski z chodzieskiej policji. Wczoraj o 4. nad ranem ten właśnie numer wybrał 43-letni mieszkaniec Chodzieży. Powiedział, że jeszcze żyje, ale próbuje właśnie się powiesić. Policja szukała go już od wielu godzin: w niedzielę wieczorem jego konkubina i znajomi dostali od niego „samobójcze” esemesy.

– Dyżurny, który odebrał telefon, słyszał w jego głosie zmęczenie i desperację – mówi Jarosław Górski. – Powiedział, że mu pomoże.
Może właśnie na takie słowa liczył niedoszły samobójca, który ukrył się w lesie za Jeziorem Strzeleckim. Dyżurny umówił się z nim, że wyśle tam radiowozy, że zrobią dużo hałasu, że ma iść w ich stronę... Więcej nie zdążył mu powiedzieć: w telefonie desperata wyczerpała się bateria. To, co zdążył, wystarczyło, by uratować życie 43-latka; czekał, aż nadjadą radiowozy.

– Taki telefon to rzadkość – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. – Przeważnie dzwoni ktoś z rodziny, sąsiad czy przypadkowa osoba.
Chodzież nie jest jednak jedynym wyjątkiem: tylko w styczniu i w lutym 2009 r. dyżurny pilskiej komendy odebrał trzy takie telefony. Dwóch desperatów chciało skakać z mostu, trzeci powiesić się na pomniku Jana Pawła II. W dwóch pierwszych przypadkach wysłano na miejsce policyjnego mediatora. W trzecim skutecznie interweniował zwykły patrol.

– O ile mediatorzy przeszli odpowiednie specjalistyczne szkolenie, to policjanci prewencji w takich sytuacjach opierają się na własnym doświadczeniu – mówi Andrzej Borowiak. – Oni też codziennie „negocjują”, czy to ze sprawcami przemocy domowej, czy to z ich ofiarami, żeby złożyły zawiadomienie.
Z takiego właśnie zawodowego doświadczenia skorzystał chodzieski dyżurny, również policjant „pierwszego kontaktu”.

– To policjant z 25-letnim stażem pracy, który od kilkunastu lat pracuje na stanowisku oficera dyżurnego – potwierdza Jarosław Górski.
– To, że te osoby zadzwoniły właśnie na policję, dobrze świadczy o tej ostatniej – mówi psycholog kliniczny Klaudia Giese-Szczap. – Żeby do kogoś zadzwonić, musimy mieć do niego zaufanie. Oni najwyraźniej je mieli, skoro liczyli, że to ich „duże” wołanie nie zostanie zlekceważone, że po drugiej stronie usłyszą człowieka, który będzie mógł im pomóc.

To, że dzwonią, wcale nie oznacza, że ich groźby odebrania sobie życia nie były poważne, że tylko chcieli kogoś nastraszyć.
– Nikt bez powodu nie mówi takich słów, a często, niestety, takie słowa poprzedzają czyny – mówi Klaudia Giese-Szczap. – Takie osoby na pewno potrzebują pomocy lekarza.

Tej pierwszej pomocy udzielają im jednak policjanci. I jak na razie mają stuprocentową skuteczność.
– Nie przypominam sobie sytuacji, w której desperat skończyłby ze sobą na oczach policji – mówi Andrzej Borowiak. – Zawsze udaje się ich od tego odwieść.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto