Wcześniej Henryk Stokłosa wielokrotnie zaprzeczał, że wręczał sędziemu łapówki. Miało do tego dojść w październiku 1999 roku w pałacu Piertronkach koło Chodzieży.
Tymczasem ponad 1,5 mln złotych podatku za 1999 rok, który musieli zapłacić i ponad 800 tys. złotych zwrotu, na który liczyli, a którego nie dostali - to razem prawie 2,4 mln złotych, których Anna i Henryk Stokłosowie domagają się teraz od swojego byłego doradcy podatkowego, Mariana J. Dlaczego tak późno? Bo w tej sprawie nie chodzi tylko o pieniądze.
Przez sześć lat zeznanie podatkowe Stokłosów wędrowało między jednym urzędem skarbowym a drugim. W końcu stanęło na tym, że muszą zapłacić i to razem z odsetkami. W tej sprawie nie chodzi jednak tylko o tamten podatek sprzed lat.
To właśnie dzięki zeznaniom Mariana J. warszawska prokuratura mogła oskarżyć byłego senatora o korupcję warszawskich urzędników. I chociaż były doradca podatkowy odmówił na sali sądowej składania wyjaśnień, to i tak jest nadal głównym świadkiem oskarżenia. I tego właśnie Stokłosa, którego sprawami podatkowymi zajmował się przez 16 lat, nie może mu zapomnieć.
- Ta sprawa nie ma żadnego związku z toczącym się procesem karnym - zaprzecza pełnomocnik Stokłosów, mecenas Adam Zwierzyński. - Stokłosowie mnie nękają - twierdzi Marian J.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?