Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

40 lat temu, 13 grudnia wprowadzono w Polsce stan wojenny

Bożena Wolska
Bożena Wolska
Więzienie w Gębarzewie
Więzienie w Gębarzewie Arch. Adam Szejnfeld
Największe obawy były wtedy, kiedy kazano nam się spakować we Wronkach, zapakowano nas w budy milicyjne. Kiedy zobaczyliśmy, że wysadzają nas przy torach kolejowych poszła fama, że jedziemy na Syberię - opowiada senator Adam Szejnfeld.

Dzisiaj 40 rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Każdy, starszy niż 45 lat ma jakieś wspomnienia. Ówczesne dzieci pamiętają brak Teleranka, wszyscy pojazdy MO na ulicach i koksowniki.

Pan Edmund z Chodzieży opowiadał mi kiedyś, że z tamtego grudnia najbardziej pamięta, to, że zerwał ,,na pamiątkę” obwieszczenie o wprowadzeniu stanu wojennego. Jak mówił, jego nie złapano, ale jego żona miała mniej szczęścia. Próbowała mimo godziny milicyjnej ustawić się w kolejkę do sklepu PSS na Rynku. Została zatrzymana, otrzymała mandat i wypuszczono ją dopiero, gdy skończyła się godzina milicyjna, ale wtedy już do sklepu nie było po co iść - kolejka ciągnęła się przez dziesiątki metrów.

Najbardziej dramatyczne wspomnienia należą oczywiście do prawdziwych bohaterów tamtych dni. Z powiatu chodzieskiego internowano wówczas osiem osób. Byli to: Adam Szejnfeld, Sylwester Straga, Józef Grodź, Andrzej Jaroszyński, Zbigniew Lupa, Ryszard Harbuziński, Elżbieta Kaczmarek, Andrzej Wietłowas.

Sylwester Straga 10 lat temu opowiadał, że 12 grudnia wieczorem oglądał z żoną ,,Krzyżaków”, bo miał szczęście zagrać w nim jako statysta. Jak mówił film skończył się gdzieś koło godziny 23 i wtedy małżonkowie położyli się spać.

Ledwie zapadli w sen, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi, później drugi i trzeci. Otworzyli drzwi na korytarzy było dwóch milicjantów z Chodzieży i jeden ubek z Piły.
W internowaniu spędził 104 dni.

Adam Szejnfeld - obecnie jak wiadomo senator - 12 grudnia był w domu tylko dlatego, że zachorowałem na zapalnie płuc i leżał w łóżku. W przeciwnym razie miał w tym czasie być w Gdańsku. Tę noc wspomina tak:
- Pies szczekał, dzieci płakały, żona się denerwowała, ale funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej mieli rozkaz. Łomotali do drzwi. Nie chcieliśmy ich wpuścić, ale zagrozili wyważeniem futryn. Kazali też zamknąć psa, bo nie wpuściłby obcych do mieszkania. Wrzeszczeli, że jeśli nie zamkniemy psa, to będą musieli go zastrzelić. Bojąc się o dzieci, o rodzinę, także o psa, otworzyliśmy drzwi. Najpierw trafiłem na komisariat do Chodzieży. Pytałem o co chodzi. Twierdzili, że nie wiedzą, że mają rozkaz aresztowania mnie i tyle. W areszcie, mimo mojego stanu zdrowia, byłem przesłuchiwany przez funkcjonariusza SB. Chciał, abym podpisał tzw. lojalkę. „Podpisuj, kur….wa, pier…nie się skończyło!” usłyszałem. Nie podpisałem i trafiłem z powrotem do celi, gdzie spędziłem noc. Następnego dnia, 13 grudnia, skuli mnie w kajdanki wsadzili do „dużego fiata” i pojechaliśmy. Nie wiedziałem, gdzie, nie wiedziałem po co i jak to się skończy. Po drodze obserwowałem tylko sytuację przez okna samochodu. Wszędzie Milicja. Patrole. Koksowniki. Długa broń. To nie było codzienne. Wyglądało groźnie. Dopiero w więzieniu we Wronkach, otrzymując decyzję internowania, dowiedziałem się, że w Polsce wprowadzono stan wojenny. W moim dokumencie, jako uzasadnienie osadzenia, podano „Nawoływał do obalenia przemocą ustroju PRL”.

Adam Szejnfeld w internowaniu spędził 223 dni.

Adam Szejnfeld odpowiada:
Około połowa społeczeństwa urodziła się po dacie 13 grudnia 1981. Czy często spotyka się pan z osobami, które nie mają pojęcia o stanie wojennym?

Cóż, obecnie żyje już drugie pokolenie. Nie dziwie się, że młodzi słabo znają sprawy związane ze stanem wojennym i ówczesną Polską, przynajmniej w takim wymiarze, w jakim bym chciał. Dla nich to już „tylko” przeszłość, historia. Uczą się pewnie o tym okresie podobnie tak, jak o wojnie z krzyżakami i bitwie pod Grunwaldem. Jeśli pozyskuje się wiedzę o przeszłości w zasadzie tylko ze szkoły, to nie ma zasadniczej różnicy, czy mowa jest o średniowieczu, o renesansie, czy rewolucji przemysłowej dziewiętnastego wieku. Tylko nieliczni mają możliwość dowiedzieć się czegoś więcej, na przykład poprzez własne, indywidualne zgłębianie tematu, czy od rodziców albo dziadków. A tylko takie zaangażowanie oraz relacje mogą wywoływać emocje, które są warunkiem utożsamiania się z przeszłością. Same lekcje i szkolna lektura nie dają młodym ludziom szansy poznania ówczesnych czasów, zasad komunistycznego ustroju, panującego systemu, przykładów kanalii i ludzkiej podłości z jednej strony oraz trudów życia czy bohaterstwa innych, z drugiej strony. Ponadto, w dzisiejszej Polsce polaryzacja polityczna dotknęła nie tylko polityków, ale i całe społeczeństwo, rodziny, życie prywatne Polaków. Przeniosła się z areny publicznej na wszystkie aspekty życia, także te związane z przeszłością, z historią. Ludziom miesza się w głowach, „gumkuje” wydarzenia, niszczy autorytety. Młodzi zatem, często nie mając wiarygodnego punktu odniesienia, nie mogą wyrobić sobie obiektywnej opinii. Ubolewam nad tym.

Jak powinniśmy zaznaczać 13 grudnia? Wspomniał pan kiedyś, że nie ,,świętować”, a więc jak pamiętać o tym dniu?
Pamięć o grudniu 1981 roku jest trudna do realizowania. Jest to bowiem rocznica inna niż wiele innych. Nie można tu mówić o świętowaniu, bo chodzi o wywołaną przez komunistyczną władzę wojnę przeciwko własnemu narodowi. Z drugiej jednak strony, w tym trudnym czasie Polacy pokazali, jak mogą być zjednoczeni, a niekiedy i bohaterscy. Pamiętajmy, że wtedy polała się krew, a mimo to przez miesiące, a także następne lata, ludzie nie pododawali się. Walczyli. I jawnie, i potajemnie w podziemiu. Długo, prawie dekadę, aż do 1989 roku. W mojej ocenie 13 grudnia powinien być dniem pamięci oraz oddawania hołdu zabitym, pobitym i rozbitym. Bo wielu zabito, dużo pobito, a większość rozbito. Rozbito psychicznie. Ten dzień powinien być też przestrogą dla nas wszystkich, by pamiętać, że demokracji nie dostaje się raz na zawsze, że wolności nie otrzymuje się raz na wieki i że uczciwym człowiekiem trzeba być każdego dnia, a nie od święta.

Czy w chwili interweniowania bał się pan o swoje życie?

Były chwile obawy, ale raczej nie strachu. Największe obawy były wtedy, kiedy kazano nam się spakować we Wronkach, zapakowano nas w budy milicyjne (samochody ciężarowe przystosowane do przewozu zatrzymanych) i zimową porą powieźli nie wiadomo gdzie. Kiedy zobaczyliśmy, że wysadzają nas przy torach kolejowych poszła fama, że jedziemy na Syberię. Okazało się jednak, że było to inne więzienie. Gębarzewo. Organizowaliśmy tam protesty, strajki głodowe. Mimo, że był tam też przypadek użycia broni maszynowej, więzienie nas raczej mobilizowało do walki, a nie odwrotnie. Dlatego też, kiedy po ponad pół roku wyszedłem na wolność, to nie ukryłem się w „mysiej norze”. Przeciwnie, wróciłem do działalności, mimo że minimalną karą za nielegalną aktywność były trzy lata więzienia. Solidarność była już zdelegalizowana, więc działałem w podziemiu, w ówczesnych strukturach „Solidarności Walczącej”. Nie zmieniły tego prześladowania dotykające i mnie i moją rodzinę. Wyrzucanie z pracy, „czarna lista”, ciągłe rewizje, przeszukania, przesłuchania. Wtedy byliśmy gotowi na wszystko. Tak jak byliśmy gotowi na wojnę z komuną, z pezetperowskim państwem, już w marcu 1981r. kiedy zabarykadowaliśmy się podczas tzw. wydarzeń bydgoskich, w ZNTK w Pile. Mówiono, że wyślą na nas czołgi, że zakład będzie spacyfikowany, a my trwaliśmy za murem i nie mieliśmy zamiaru się cofnąć!

Jak upływały wam dni w internowaniu?

Byłem aresztowany 12 grudnia 1981r, a wyszedłem na wolność 23 lipca 1982r. Cóż, książkę można byłoby napiąć (śmiech), zresztą przeczytałem w tym czasie 99 książek i po latach śmialiśmy się z kolegami, że wypuszczono mnie za wcześniej, bo nie dobiłem do steki książek. Zamiast odpowiedzi na to pytanie, bo nie da się krótko, przytoczę może warunki, w jakich siedzieliśmy. To bowiem jest już dzisiaj, nawet w więzieniu we Wronkach „świat nieznany”. Cela to było kilka metrów kwadratowych podłogi dla czterech więźniów. Piętrowe prycze i jedno małe okienko pod sufitem. Najgorszy był kibel. Tak na to mówiliśmy. Był to pojemnik, przypominający wyglądem kocioł z przykrywką. Stał w rogu celi. Tu załatwiało się potrzeby fizjologiczne. W obecności reszty więźniów. Nad kiblem z fekaliami myło się też naczynia do jedzenia. Każdy miał aluminiowy kubek, aluminiowe łyżki i aluminiową miskę. Kibel opróżniany był raz na dobę… Jedzenie podawano nam, jak dzikim zwierzętom, przez otwór w drzwiach celi. Każdemu przysługiwało pół godziny na dobę spaceru i raz w tygodniu mycie się w czymś, co nazywano łaźnią. Cela była tak mała, że czterech więźniów nie mogło swobodnie jednocześnie stać, a w ciągu dnia nie było wolno siedzieć na łóżku. Łamaliśmy jednak te zakazy.

Czy ten czas wpłynął na pana, ukształtował?

Moje pierwsze doświadczenia z polityką miały miejsce w szkole średniej, kiedy miałem 16 lat. Potem brałem udział w strajku jeszcze rok przed Sierpniem’80. Stan wojenny i więzienie było zatem kolejnym etapem mojej drogi ku dorosłości. Więzienie to była trauma, ale i wielka szkoła życia, choć ogromne znaczenie, być może jeszcze większe, niż okres w spędzony w celi, miała działalność w podziemiu. Ona wpływała bowiem nie tylko na przekonania, hartowała charakter, utrwalała poglądy, budowała lojalność, solidarność, wierność, ale też uczyła pracy w konspiracji. Nabyłem umiejętność rozpoznawania ludzi, oceniania ich charakteru, poglądów, przewidywania ich zamiarów, wyprzedzania działań. Z młodego chłopaka stałem się dorosłym facetem, takim „politycznym zwierzęciem”, które nabierało woń w nozdrza, rozglądało się, nasłuchiwało, i owszem, było ostrożne, czujne, ale… robiło swoje.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto