Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Zalwert: „Sam nie zrobiłbym nic, wszyscy wspólnie tworzymy dobro”

Marek Wolski
Marek Wolski
W I LO im. św. Barbary w Chodzieży odbyło się spotkanie z chodzieżaninem Tomaszem Zalwertem, który od początku wojny rosyjsko-ukraińskiej regularnie jeździ do Ukrainy z pomocą humanitarną. Już 25 razy dostarczył dary do małych ośrodków, w których przebywają przesiedleńcy ze wschodniej Ukrainy.

Tomasz Zalwert, którego do I Liceum Ogólnokształcącego zaprosiła jego dyrektor Regina Nalepa, opowiedział uczniom o tym dlaczego i w jaki sposób od ponad trzech miesięcy prowadzi swoją działalność na rzecz Ukraińców. Najpierw była to pomoc dla uchodźców, którzy przekroczyli polską granicę, a następnie wyjazdy z darami do różnych ośrodków w Ukrainie, w których przebywają przesiedleńcy z terenów objętych wojną. Często, jak mówił, jest pierwszą osobą, która taką pomoc do odległych ukraińskich miejscowości dowozi.
Tomasz Zalwert kilkukrotnie dziękował uczniom chodzieskiego Ogólniaka za organizowane przez nich zbiórki pieniędzy i akcje pomocowe. Jak mówił: Każdy z was ma udział w szczęściu ludzi, do których wasza pomoc dociera. Ja jestem tylko pośrednikiem.

Uczniowie dowiedzieli się m.in. o tym jak trudne warunki panują w miejscach przebywania przesiedleńców w Ukrainie. Ich gość opowiedział m.in. o szkole w Truskawcu. W klasach i sali gimnastycznej mieszka tu wiele dzieci, młodzieży, kobiet i osób starszych. To jedno z kliku miejsc, do których Tomasz Zalwert przywoził dary zarówno z Komendy Hufca ZHP w Chodzieży, jak i z punktów pomocy humanitarnej w Przemyślu i Ustrzykach Dolnych.
Oprócz żywności woził m.in. leki, paliwo do karetek i wózki inwalidzkie dla ukraińskich żołnierzy, którzy na wojnie stracili nogi.
Obecnie Tomasz Zalwert zachęca do przekazywania do siedziby ZHP w Chodzieży używanych lub nowych rowerów i hulajnóg, które chce zawieźć do jednego z punktów w Ukrainie, aby tamtejsi wolontariusze mogli organizować wycieczki dla dzieci i młodzieży i w ten sposób pomóc im w spędzaniu czasu wolnego.

Po spotkaniu w chodzieskim LO udało nam się porozmawiać z Tomaszem Zalwertem.

Czy to było pierwsze takie publiczne spotkanie z młodzieżą i jakie są pana wrażenia?

Tak, to pierwsze spotkanie, a wrażenia mam bardzo pozytywne. Widzę, że takie spotkania są potrzebne. Było duże zainteresowanie, były pytania, wywiązała się dyskusja. Dla mnie to także interesujące doświadczenie. Poczułem pozytywną energię, fajnie że się spotkaliśmy.

Takie spotkanie z kimś, kto na własne oczy widzi to, co dzieje się w Ukrainie, ma zupełnie inny wymiar, niż oglądanie wiadomości w telewizorze, czytanie w internecie lub słuchanie informacji w radiu. Dzięki panu wszyscy mogli usłyszeć relację świadka tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą.

Starałem się rzetelnie przekazać i opowiedzieć o tym, co tam widziałem. Zaznaczam, że nie jeżdżę w tereny objęte działaniami wojennymi. Mam za to kontakt z osobami, których członkowie rodzin lub bliscy są na wojnie, rozmawiałem z żołnierzami. Być może ten mój przekaz jest dzięki temu bardziej autentyczny, choć nie do końca medialny. Życie toczy się tam normalnie, ale ludzie cierpią biedę, często są niedożywieni, brakuje im podstawowych produktów i po to chcę się spotykać tutaj, aby prosić o wsparcie. Sytuacja tam jest coraz trudniejsza. Nic się nie poprawia, jest coraz gorzej. Uchodźców, czy jak się na Ukrainie mówi przesiedleńców, przybywa z terenów objętych walkami, dlatego pomoc jest im potrzebna. Mam nadzieję, że wszyscy razem będziemy jeszcze w stanie troszeczkę im pomagać do czasu, jak będzie to potrzebne.

Na początku to było spontaniczne. Takich ludzi jak pan było sporo. Czy oni dalej tak aktywnie jak pan uczestniczą w tej pomocy, czy takich wolontariuszy, którzy pakują swój samochód różnymi darami i jadą gdzieś w głąb Ukrainy jest dużo?

Na początku można powiedzieć, że cieszyliśmy się, ponieważ Straż Graniczna wprowadziła zasadę, że pomoc humanitarna jedzie bez kolejki i był stworzony dla nas specjalny korytarz. Szybko okazało się, że jedyna kolejka jaka była na granicy, to z samochodów pomocy humanitarnej. To niestety w większości przypadków skończyło się. Ludzie się wypalili. Mają pracę, obowiązki, skończyła się ta fala unosząca i niewielu zostało takich ludzi. Zostały fundacje, które jeżdżą z większymi transportami, natomiast osób jeżdżących tak spontanicznie, z którymi na początku miałem kontakt, jak Marcin z Gorzowa czy Robert z lubuskiego, który zbiera pieniądze na karetki i zawozi je aż na linię frontu, pozostało już niewielu. Poznałem jeszcze przez internet Paulinę i Monikę, które koordynują zbiórki i mówią, gdzie mogę podjechać po jakieś dary. Jak jadę do Ukrainy, to już głównie mijam samochody z południa Europy, coraz mniej z Polski. Wszyscy liczymy na to, że duże organizacje przejmą tę "pałeczkę" i wypełnią lukę po tym spontanicznym ruchu z naszego kraju, w którym uczestniczyło wielu naszych obywateli, którzy od początku wspierają w tych trudnych momentach naród ukraiński.

Jak pan ocenia dotychczasowe działania dużych organizacji charytatywnych?

Generalnie oceniam słabo. Widzę jak, że tak powiem, „przepalają” pieniądze. Mają wysokie koszty administracyjne. Prawdopodobnie wysokie wynagrodzenia. Widzę piękne samochody, którymi jeżdżą. Przygotowują raporty. Mam kontakt z prezydentem Przemyśla Wojciech Bakunem, który mi opowiadał, że te największe światowe organizacje robią z nim spotkania, ale niewiele do tego wnoszą. Jest kilka organizacji, które można zauważyć. Na pewno taką jest Polska Akcja Humanitarna, Polski Czerwony Krzyż i Caritas. A ze światowych, to chyba jedyną, którą według mnie naprawdę widać i która działa po obu stronach granicy, to WCK (World Central Kitchen). To jest organizacja, która buduje bufety z bezpłatnym, całodobowym jedzeniem. Takie punkty są w Przemyślu i we Lwowie. Próbujemy je postawić też w okolicach Drohobycza i Truskawca, bo jest tam kilkanaście tysięcy uchodźców. Liczę, że uda się z nimi dogadać, tak aby zapewnić tym ludziom jeden posiłek dziennie.
Lista ośrodków dla przesiedleńców na Ukrainie jest ogólnie dostępna, a są miejsca gdzie ja dojeżdżam jako jedyny, albo docierają dwie, trzy małe fundacje, stowarzyszenia lub osoby prywatne. Rzadko kiedy słyszę, żeby docierała tam jakaś duża organizacja. Być może jest tak, że one docierają głównie do dużych magazynów centralnych. Ja jestem jednak zwolennikiem dostarczania darów bezpośrednio do potrzebujących, z pominięciem dużych magazynów. Bo tak według mnie jest najprościej. Oczywiście ja też pobieram dary z Polski, z magazynów pomocy humanitarnej, ale to są magazyny organizowane najczęściej przez samorządy. Tak jak np. w Przemyślu, Ustrzykach Dolnych, czy u nas w Chodzieży w Komendzie ZHP. Podkreślam też i dziękuję za pomoc, którą otrzymywałem od społeczności chodzieskiego Ogólniaka.

Takie wyjazdy do kraju, który jest objęty wojną, niezależnie od tego dokąd się jedzie, zawsze są niebezpieczne. Czy jest taka granica, której pan jednak pan nie przekracza?

Zastanawiałem się nad tym. Ja na razie tej granicy nie przekraczam. Na pewno bez eskorty i bez oficjalnego, zgłoszonego transportu, nie pojechałbym na tereny objęte działaniami wojennymi, czyli na linię frontu. Chociaż wiem, że takie transporty są organizowane. Pewnie jakbym był na miejscu i okazałoby się jednak, że jest potrzebna taka pomoc, to bym się zdecydował. Jednak na pewno sprawdziłbym, czy to wszystko ma oficjalny charakter i wszystkie wymagane zgody, bo minimum zdrowego rozsądku trzeba zachować. Ryzyko jest wszędzie. Ostatnio pierwszy raz w życiu słyszałem przelatującą rakietę. Dzień później widziałem most kolejowy, w który uderzyła. Raptem 10 km od miejsca, w którym mieszkałem. Dla mnie największym zagrożeniem są chyba ukraińskie drogi, które są w fatalnym stanie. No i tyle. Jest wojna. Wiadomo, że przytrafić się może wszystko. Tak jak Ukraińcy wypierają tę wojnę troszeczkę, ja też ją wypieram. Ludzie muszą jakoś funkcjonować, podobnie jak sklepy czy targowiska. No i tam to też tak wygląda. W Truskawcu jest mnóstwo przesiedleńców. Funkcjonują bary i kawiarnie. Kogo stać, to korzysta z tego. Bieda jest jednak straszna, więc ludzi stać na coraz mniej. Ceny w sklepach są bardzo często wyższe niż w Polsce. Szczególnie wyroby mięsne kosztują dużo więcej, niż w Polsce. Może artykuły chemiczne są nieco tańsze. Ludzie bardzo mało zarabiają, albo nie zarabiają wcale, bo jest bardzo duże bezrobocie. Wiele zakładów pracy zostało zamkniętych. Sytuacja jest tragiczna. Obawiam się przyszłej zimy na Ukrainie. Myślę, że będzie bardzo duży problem z wyżywieniem całego społeczeństwa. Pozytywne jest to, że przy każdym bloku powstały ogródki. Na osiedlach nie ma praktycznie trawników. Ludzie uprawiają tam warzywa i starają się zabezpieczyć w jakikolwiek sposób. Pomoc dla Ukrainy będzie potrzebna i to nie tylko taka spontaniczna, ale i na dużą międzynarodową skalę.

Żeby udzielać takiej pomocy jak pan trzeba mieć na to czas i nie ukrywajmy pieniądze. Co panu dają te wyjazdy osobiście?

Tak trzeba mieć czas, trzeba zdobyć pieniądze i trzeba mieć rodzinę, która mnie wspiera. My mamy małą firmę rodzinną i całe szczęście mogę sobie pozwolić na to, żeby tydzień tutaj popracować i tydzień być tam. Z reguły tak to wygląda, a czasami nawet 10 dni bywam w Ukrainie. Bez tego wsparcia byłoby to niemożliwe, przecież nikt nie dałby mi takiego urlopu. Wielkie podziękowania dla mojego taty i dla mojej żony za to wsparcie. Najtrudniejsze w tym momencie jest zdobywanie środków na paliwo, które jest bardzo drogie. To jest obecnie mój największy problem. Tak naprawdę koszty każdej kolejnej podróży są coraz wyższe, bo paliwo jest coraz droższe. Jak zaczynałem jeździć, to na Ukrainie kosztowało około 4 zł, teraz kosztuje już 10 zł za litr. Pod warunkiem, że jest, bo z reguły go nie ma. Tak to wygląda i nie zawsze uda mi się zatankować wszystko w Polsce.
A co mi to daje? Czuję, że robię coś fajnego. Może to jest takie pozytywne wykorzystanie swoich wad. Naprawdę pierwszy raz czuję, że robię coś super wartościowego dla innych ludzi. Widzę ich wdzięczność i czuję że jestem takim łącznikiem między ludźmi tutaj i tam. Czuję się elementem takiej społecznej maszyny i czuję, że razem tworzymy coś fajnego. Powtarzam na każdym kroku w Ukrainie, że jestem tylko pośrednikiem w jakimś większym planie, który wszyscy realizujemy. Bez używania kontekstów religijnych. To taka maszyna, która działa, bo wszyscy w niej działamy. Sam nie zrobiłbym nic. Wszyscy wspólnie tworzymy dobro. Mam taką własną teorię, że jeżeli tego dobra stworzymy odpowiednio dużo i damy wzór dawania dobra innym ludziom również w Ukrainie, to oni będą chcieli też czynić dobro i to dobro zacznie pokonywać zło, które próbuje wygrywać na świecie. Wierzę w to, że po prostu im więcej dajemy dobra z siebie, tym bardziej zarażamy tym innych ludzi na zasadzie: podaj dalej. Może jestem naiwny, ale wierzę w to.

Do tego czynienia dobra co teraz jest najbardziej potrzebne?

Jak mówiłem podczas spotkania tutaj w chodzieskim liceum, robimy różne akcje. Teraz zbieramy rowery dla ukraińskich dzieci i młodzieży. Oni od kilku miesięcy mieszkają w szkolnych klasach czy w salach gimnastycznych ze swoimi mamami, ale też z obcymi starszymi osobami. To naprawdę nie są komfortowe warunki bytowe i sanitarne. Chcemy ich zabrać dzięki naszym wolontariuszom na wycieczki rowerowe, żeby wypełnić im czas. Oni tam po prostu nie mają kompletnie co robić. Dlatego zbieramy używane rowery, mogą być oczywiście i nowe, a także hulajnogi. Potrzebna cały czas jest także żywność: dżemy, konserwy, ryż, makaron itp. suche produkty a także przecier pomidorowy. Będę wdzięczny jeżeli ktoś wspomoże nas paliwem lub dotacją na paliwo, bo to teraz tak naprawdę największy problem w dowożeniu darów. Koszty transportu są bardzo wysokie.

Jak i gdzie można szukać z panem kontaktu?

Można przez mój profil na Facebooku: Tomasz Zalwert. Tam jest mój numer telefonu, mail. Mam również zbiórkę na pomagam.pl.

Jak długo pana zdaniem ta pomoc będzie jeszcze trwała? Czy można wskazywać jakieś ramy czasowe?

Tak długo, jak będzie potrzebna. Myślę, że jeszcze długo.

Wkrótce Tomasz Zalwert rusza z kolejnym transportem do Ukrainy

Bardzo Was proszę o wsparcie. Mam towaru na 4 kursy do Ukrainy! Dla mnie i dla potrzebujących nasze transporty to Wielka Radość i naprawdę nieoceniona pomoc. Dziękuję i proszę o udostępnianie linku do zbiórki pieniędzy na paliwo.

Na paliwo aby dostarczyć POMOC

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto