Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Roman Szkudlarek i jego harmonijki: Bo dla ludzi trzeba grać na ludowo [ZDJĘCIA]

Roman Szkudlarek
Życie i styl - o tym się mówi w naszym mieście
Życie i styl - o tym się mówi w naszym mieście Adrian Wykrota
Oto człowiek, który nie tylko o harmonijce ustnej wie wiele, ale ma dla niej wielkie serce. Pragnie zarażać młodych ludzi miłością do tej kieszonkowej muzycznej zabawki. Poznajcie Romana Szkudlarka.

Harmonijki ustne Romana Szkudlarka. Zobacz galerię i posłuchaj muzyki [ZDJĘCIA, WIDEO]

Pierwszy raz usłyszałem harmonijkę jako dziecko. Ktoś płynął łódką po Warcie i grał. Melodia pięknie się niosła. Gdy miałem 6-7 lat po raz pierwszy dostałem harmonijkę. Na Gwiazdkę, po choinkę. To było „Echo lasu”. No i miałem tę harmonijkę przy sobie, nawet w piaskownicy. Wszyscy koledzy mogli na niej grać. Jednego pamiętnego dnia, a było to w dniu mojej Komunii podszedł do mnie chrzestny. „Masz harmonijkę?” - zapytał. Pokazałem mu moją „zajechaną” już zdobycz. On stwierdził, że na tym nie idzie grać. „Jak to nie?” zdziwiłem się i zacząłem wydobywać dźwięki ze swojego instrumentu. Taką miałem wtedy wiedzę o ustnej harmonijce.

Potem, w ’66 pojechałem na kolonie. Z Poznania do Gdyni. Tak mi się udało, że wtedy wokół mnie było pełno dziewczyn. Pociąg jechał nocą. I pośród tej ciemności ktoś zaczął grać na harmonijce. Moje dziewczyny nagle zniknęły... Przełknąłem gorycz porażki i na drugi dzień, gdy dojechaliśmy już nad morze, zacząłem szukać harmonijki dla siebie. W nadmorskim kiosku znalazłem polską harmonijkę z Częstochowy. Kosztowała 2/3 mojego ówczesnego kieszonkowego. Grałem wtedy „Zielony mosteczek” itp. Tak zacząłem grać - tak mi się przynajmniej wydawało.

Kiedy moje córki pokończyły studia, wszedłem do ich pokoju - tego pokoju, w którym teraz jesteśmy i zacząłem urządzać swoje „studio”. Ja nie znałem nut. Nigdy się ich nie nauczyłem, ponieważ zawsze miałem piątki z muzyki a muzykę miałem w sercu i w głowie. Opracowałem swój system, który stosuję. Jest zatem skuteczny. Przy wykonywaniu bardziej skomplikowanej muzyki jednak muszę zaglądać w zapisy profesjonalne, czyli nutowe.

Między festiwalem a graniem dla ludzi

Poznański festiwal harmonijkowy się rozsypał. Miałem okazję uczestniczyć w ostatnim. Grałem kiedyś w Bydgoszczy na bluesowym festiwalu, który organizował mój przyjaciel, Sławek Wierzcholski.

Dla mnie liczą się teraz: festiwal w Kamieniu koło Sokołowa Małopolskiego, pod Rzeszowem oraz - odbywający się co dwa lata - festiwal w Mysłowicach. Na te jeżdżę. Tam grywam. Co więcej? Mam pokazywać dyplomy? Byłem, uczestniczyłem, zdobywałem jakieś tam wyróżnienia i nagrody, spotykałem się z różnymi ludźmi.

Ważne jest, gdy po tych zmaganiach wieczorem muzycy zaczynają grać, gdy wyzwala się ten jam session, gdy widać dopiero, kto co potrafi, kto potrafi porwać tłumy.

Może to nieskromnie zabrzmi, ale gdy wyciągam wtedy swoją, już nie najwyższych notowań, harmonijkę, zbiera się wokół największa grupa muzyków. I tak razem gramy. Wszystko. W sensie wszystkie takie „umciacia-rumcia”, takie „na ludowo”.

Klasyka - nie. Klasyczne utwory grają ci, co nie chcą się bratać z tymi, co grają na ludowo. „Nabucco”, czy „Sonatę księżycową” ja mogę grać pięknie, festiwalowo, ale - dla ludzi i z ludźmi trzeba grać „Od Siewierza jechał wóz”. To przyciąga i grających, i słuchających. Tu dopiero widać, kto ma duszę do gry na harmonijce, kto ma harmonijkę w sercu.

Niedocenione harmonijki

Chciałbym, aby jak największa rzesza młodych ludzi zyskała sympatię do skromnego, małego instrumentu, jakim jest harmonijka ustna.

Ten instrument naprawdę pomaga: w stresie, w nawiązywaniu kontaktów i… naprawdę jest całkiem ładnym kieszonkowym instrumentem i o dziwo dającym możliwość gry bardzo skomplikowanych utworów muzyki rozrywkowej i poważnej. Jest to niedoceniony w Polsce instrument, kiedy w innych krajach bryluje na poważnych scenach. Jaka też jest przepaść liczebna uczestników w Niemczech czy azjatyckich festiwali nie wspomnę o poziomie i skali zaawansowania graczy.

Ten instrument można wziąć ze sobą: od jaskiń po szczyty. Największą frajdę miałem grając „Wilhelma Thela” w jaskini w Turcji. Na najwyższym szczycie w Norwegii zacząłem grać tak, że udało mi się porwać cały szczyt do tego stopnia, że ludzie różnej nacji: Angole, Szwedzi, Norwegowie, Polacy - po prostu zaczęli tańczyć nie patrząc na trudy wspinaczki i zmęczenie. I o to w tym wszystkim chodzi.

O historii harmonijki też mógłbym wiele mówić...

Śmiem przypuszczać, że harmonijka powstała w wyniku szeregu przypadków, aniżeli celowego przedsięwzięcia. Mając już pewną wiedzę nie odważyłbym się dziś powiedzieć, iż ustna harmonijka ma rodowód z Chin a jej prapra przodek to piękny instrument - sheng. Ustna harmonijka powstała na terenie Niemiec - w okolicach Berlina i nazwano ją wtedy aura. Pierwszą produkcję uruchomiono zaś na terenie miasta Wiedeń w Austrii.

Historię powstania ustnej harmonijki przedstawiam podczas prelekcji czy prezentacji w szkołach i domach kultury. Nie mogę tu przecież mówić o wszystkim.

#notowała Agnieszka Goździejewska

Roman Szkudlarek i jego harmonijki ustne - posłuchaj więcej na kanale YouTube

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto